Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Bolszewicy znów atakują!

Równo sto lat po tym, jak nadludzkim wysiłkiem Polacy zatrzymali pochód bolszewizmu na Zachód, komuna znów usiłuje podpalić nasz świat, tym razem z dokładnie przeciwnego kierunku.

Światowa rewolucja, która nie udała się Leninowi i Trockiemu, po kilku dziesięcioleciach zaczęła odżywać. Z pozoru niewinnie dzieci kwiaty sprzeciwiające się wojnie z komunistyczną agresją w Wietnamie, pacyfiści protestujący przeciw rozmieszczaniu w Europie amerykańskich Pershingów, ale już nie sowieckich SS-20, rozprzestrzenianie wśród młodzieży – w wyniku bezstresowego wychowania – ideologii „róbta, co chceta”, a wszystko to podlane budzeniem nienawiści do ostatniej ostoi naturalnego porządku – Kościoła. W zmitologizowanym buncie młodzieży paryscy czy kalifornijscy studenci czerpali inspirację zarówno z czerwonej książeczki ze złotymi myślami przewodniczącego Mao, jak i trockistowskiej idei rewolucji permanentnej.

Pochód nieśmiertelnych idei Iljicza i nowy proletariat

Gdy pokolenie ‘68 dorwało się do władzy, miewało spektakularne osiągnięcia. Absolwent Sorbony i uczeń Sartre’a Pol Pot tak skutecznie zreedukował swój nieszczęsny naród, że jedna trzecia zmarła na polach śmierci. Ilu Chińczyków ma na sumieniu taki Mao, nikt nie zliczy, lecz pewne jest, że mowa o wielu milionach. Wielki przewodniczący nigdy nie został potępiony przez rządzących do dziś chińskich komunistów, a jego wizerunek nadal opromienia pl. Niebiańskiego Spokoju. Czy pamiętamy jeszcze, że gdy u nas pani aktoreczka w 1989 r. zapewniała nas z naiwnym wdziękiem, iż „komunizm właśnie się skończył”, tenże plac spłynął krwią młodych Chińczyków, którzy też chcieli w to uwierzyć?

Gdy niegdyś w początkach lat 80. ubiegłego wieku przemierzałem pociągiem niezmierzone przestrzenie Związku Sowieckiego, ujrzałem w szczerym polu ogromne banery, z których każdy zawierał tylko jedno słowo, a rozstawione w takich odległościach, że pasażerowi układały się w jedno porażające rozmachem i – niestety – ponurą prawdziwością hasło: „Szerzy się – pochód – nieśmiertelnych – idei Iljicza”. Objaśniam młodszym Czytelnikom, że pod tym familiarnym określeniem krył się rosyjski zbrodniarz Władimir Uljanow, ksywa Lenin. W Polsce trwał wówczas karnawał Solidarności, która przywróciła nam wiarę, że komunę da się obalić. I choć wkrótce marzenia te zrujnował sowiecki namiestnik w mundurze polskiego generała, to Opatrzność czuwała i zafundowała nam największego prezydenta w dziejach USA, Ronalda Reagana, który wsparty radą i modlitwą świętego papieża Polaka skutecznie rozmontował sowieckie imperium.

Na Reagana głosowała owa pogardzana przez lewicowy establishment, milcząca zazwyczaj większość normalnych obywateli, która miała już dość rozkładania państwa od wewnątrz, palenia flagi narodowej i plucia na świętości. Tylko że owa wedle marksistowskiej definicji niższa klasa średnia, pragnąc awansu społecznego swoich dzieci, wysyłała je na uniwersytety, nie zdając sobie sprawy z tego, że są one już całkowicie zainfekowane tego typu myśleniem. Po formalnym upadku to nie Lenin, Trocki i Mao byli idolami, ale „młody Marks” i jego uczeń Herbert Marcuse, a niewdzięczny, głosujący na reakcjonistów proletariat zastąpiły mniejszości seksualne. Tylko że inspiracja była i tak czysto bolszewicka.

Precz ze wstydem

Pisałem o tym na łamach „Codziennej” rok temu („Grzech na piedestał” z 16 sierpnia 2019 r.), więc przypomnę tylko skrótowo: samo pojęcie rewolucji seksualnej nie powstało bynajmniej w USA w epoce dzieci kwiatów, lecz zrodziło się w Kraju Rad – w 1923 r. dyrektor Instytutu Higieny Społecznej, niejaki tow. Batkin, wydał broszurę zatytułowaną „Seksualna rewolucja w Związku Sowieckim”, w której przeżytkowi burżuazyjnej przeszłości – małżeństwu – przeciwstawiał komsomolską komunę, czyli rodzinę przyszłości.

Sam Lenin już dużo wcześniej, bo w 1904 r., stwierdzał: „Wyswobodzenie ducha zmysłowości, energii ukierunkowanej nie na wartości pseudorodzinne, pomoże wychlusnąć ten kłąb na rzecz zwycięstwa socjalizmu”. Trocki meldował w 1911 r. szefowi: „Bez wątpienia seksualny ucisk jest głównym środkiem zniewolenia człowieka i tak długo jak ten ucisk będzie trwał, nie może być mowy o prawdziwej wolności. Rodzina jako burżuazyjna instytucja całkowicie się przeżyła. Trzeba szczegółowo opowiadać o tym robotnikom”. Lenin odpowiada: „I nie tylko rodzina. Wszystkie zakazy odnoszące się do seksualności powinny być zniesione. Możemy się uczyć od sufrażystek. Nawet zakaz miłości jednopłciowej musi być usunięty” (wszystkie cytaty w moim tłumaczeniu z rosyjskiego).

Zaraz po zwycięstwie bolszewików, już 19 grudnia 1917 r. nowy rząd – Sownarkom – ogłosił dekret o zniesieniu małżeństwa i dekret o zniesieniu karalności za homoseksualizm! W pierwszą rocznicę uchwalenia dekretów odbył się w Moskwie marsz lesbijek. Trocki pisał, że na wiadomość o tym marszu Lenin zareagował entuzjastycznie: „Tak trzymać, towarzysze, tak trzymać!”. Niesiono transparenty z napisami: „Precz ze wstydem”.

Mięso armatnie światowych inżynierów dusz

Jakoś wszystko to przypomniało mi się, gdy w święto Bożego Ciała grupka polskiej młodzieży omamionej postępowymi hasłami pląsała w rytm tęczowej rewolucji przed Pałacem Prezydenckim. I natrętnie przypomina mi się dziś ulubiony argument Sowietów, gdy ujawniano ich kolejne zbrodnie: „A u was w Ameryce biją Murzynów!”. Teraz wyciągnięto ten argument z okazji śmierci czarnoskórego bandyty w wyniku zbyt brutalnej interwencji policjanta. I wieloletnia tresura w duchu politycznej poprawności przynosi efekty w postaci histerii na całym świecie. Kajają się za odwieczne winy wstrętnego białego człowieka od Australii po Kraków. I wcale im nie przeszkadza, że po owej fatalnej śmierci w rozpętanych przez Antifę w wielu amerykańskich miastach zamieszkach nie czarnoskórych biją, lecz biją czarnoskórzy, podjudzeni przez białych rewolucjonistów.

Rabującym sklepy oczywiście nie przychodzi do głowy, że stanowią tylko mięso armatnie wykorzystywane cynicznie przez światowych inżynierów dusz (kolejny wynalazek bolszewicki), taran służący pod szczytnymi hasłami tolerancji czy antyrasizmu do rozbijania ostatnich bastionów normalnego świata – rodziny, wiary, patriotyzmu.

Dlatego te wybory prezydenckie są kluczowe dla sprawy – a wręcz utrzymania niepodległości Polski! Zwycięstwo kandydata którejkolwiek z partii antypolskich oznacza bowiem przyspieszony demontaż państwa polskiego. Ale nie lękajmy się, korzystajmy z kolejnego daru Opatrzności, jakim jest prezydentura Donalda Trumpa. Zaproszenie prezydenta RP do Białego Domu, które zaowocuje prawdopodobnie przeniesieniem wycofywanych z Niemiec oddziałów do Polski, może być dla Andrzeja Dudy sukcesem decydującym o reelekcji.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

#Gazeta Polska Codziennie

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Jerzy Lubach
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo