

Sondaże dla potencjalnie największej rywalki Andrzeja Dudy są bezlitosne. Prześledźmy badania opinii tylko z ostatnich dni: jeśli wybory odbyłyby się 10 maja, obecny prezydent mógłby liczyć na aż 54,6 proc. i wygraną w cuglach już w pierwszej turze. Badanie IBRIS dla Onetu pokazuje przepaść między Dudą a Kidawą-Błońską. Kandydatka Koalicji Obywatelskiej uciułała zaledwie 12,1 proc. przy zaledwie 20 proc. prognozowanej frekwencji.
W kryzysie prezydent zyskuje
Nie ma jednak wątpliwości, że mimo ogromnego kryzysu związanego z pandemią koronawirusa obóz władzy mocno zyskuje. A powinien przecież tracić, łącznie z prezydentem, jeśli wsłuchać się w donośne oskarżenia nie tylko polityków, lecz także komentatorów obozu antypisowskiego. W pierwszych dniach po wprowadzeniu obostrzeń – zamknięciu granic, wprowadzeniu obowiązkowej kwarantanny dla przyjeżdżających do Polski i izolacji w domach – Andrzej Duda był mocno atakowany za wizyty w szpitalach, stacjach sanepidu czy w Jedliczu w zakładach Orlenu. Opozycja, a także, co nie dziwi, Małgorzata Kidawa-Błońska, zarzucała mu prowadzenie kampanii wyborczej w czasie żarliwych apeli do społeczeństwa o pozostanie w domach. W pewnym momencie prezydent wyraźnie zrezygnował z aktywności, która miała na celu – jak twierdziło otoczenie Pałacu Prezydenckiego – udzielenie wsparcia lekarzom i wszystkim tym, którzy przyczyniają się do walki z pandemią koronawirusa. Ponadto rząd od pierwszych dni kryzysu jest nieustannie flekowany: a to za brak maseczek i rękawiczek, za niewystarczającą liczbę respiratorów, a to łóżek w szpitalach. Po części oskarżenia były słuszne, wszak zapaść w służbie zdrowia trwa nie od pięciu, ale od co najmniej 30 lat. Niestety opozycja nie trafiła ze swoją narracją w odpowiednie tony.
Kto sieje fake newsy, ten traci
Mówiąc krótko: jak zwykle przegrzała temat, wyolbrzymiła go do niebotycznych rozmiarów, a przy tym wpadła w sidła psychozy, o którą oskarżała prawicowych rywali przez lata przed polityczną zmianą w 2015 r. Zarzucanie celowego fałszowania statystyk zachorowań i zgonów na COVID-19 to już tylko krok od stwierdzenia, że oto PiS w porozumieniu z Andrzejem Dudą pozwalają na roznoszenie zarazy i zabijają obywateli. W tę pułapkę wpadła jeszcze przed przypadkiem „zero” w Polsce sama Małgorzata Kidawa-Błońska. Domagała się ujawnienia liczby zachorowań na koronawirusa, bo władza już „wie” i ukrywa. Gdy nawet niesprzyjający PiS dziennikarze pytali, dlaczego tak się upierała przy tezie, która okazała się fałszywa – gdyż Ministerstwo Zdrowia na okrągło publikuje dane, począwszy od pierwszej zakażonej osoby – z rozbrajającą szczerością oznajmiła, że to rząd powinien się tłumaczyć, a ona tylko pytała i dociskała obóz władzy. Kandydatka zapomniała, że tak może się zachowywać rozemocjonowany i sfrustrowany internauta, który nie ma nic lepszego do roboty od ostrej jazdy po nielubianych politykach. Teraz Koalicja Obywatelska sugeruje zwolnienia lekarzy, którzy sprzeciwiają się resortowi zdrowia i rzekomo domagają się prawdy o faktycznej liczbie zgonów pacjentów. Szkoda tylko, że jedna z głównych relacji na zasadzie: „ktoś mi powiedział, że tak jest” nie dość, że była anonimowa, to jeszcze wyparowała z Facebooka. Głównym nosicielem sensacyjnych wiadomości był natomiast jeden z działaczy Koalicji Obywatelskiej. Wielkie zaskoczenie, prawda?
Dobrze, że daleko nam do Paryża
Efektem zawieruchy, którą zapoczątkowała Małgorzata Kidawa-Błońska, jest rosnące poparcie dla Andrzeja Dudy i rządu. Rzekomo zbyt spóźnione działania gabinetu Mateusza Morawieckiego w związku z pandemią koronawirusa pozytywnie ocenia aż 71 proc. respondentów w badaniu pracowni SocialChanges dla wPolityce.pl. Idźmy dalej: 67 proc. pytanych jest za wprowadzeniem tzw. tarczy antykryzysowej w związku z fatalnymi prognozami gospodarczymi (Estymator dla DoRzeczy.pl). Symbolem wzrostu poparcia dla PiS jest wyraźny skok rozpoznawalności i pozytywnych ocen, które zbiera prof. Łukasz Szumowski. Minister zdrowia w rankingach zaufania ustępuje już tylko prezydentowi – a przecież kilka tygodni temu mało który wyborca w ogóle go kojarzył. Obecna sytuacja w niczym nie przypomina frustracji i niezadowolenia z postawy francuskich władz – aż 55 proc. Francuzów nie ufa działaniom tamtejszego rządu. Reasumując, tylko przy wariancie „paryskim” opozycja mogłaby coś ugrać na frontalnej krytyce niemal każdej decyzji PiS. Bo nawet przy kontrowersyjnych i wrzuconych w ostatniej chwili do tarczy antykryzysowej zapisach o głosowaniu korespondencyjnym 10 maja, to Koalicja Obywatelska głosowała w całości za przyjęciem projektu pomocowego. Senat już się zreflektował i zaproponował ponad 80 poprawek w trosce zapewne o jak najszybsze przegłosowanie ustawy. Aktywność KO wygląda tak, jak kampania Kidawy-Błońskiej do czasu jej „zawieszenia”: zupełnie niezrozumiale i niemrawo.
Mantra i inne kwiatki
„Wybory 10 maja 2020 r. nie mogą się odbyć! Jeśli jednak rządzący będą trwali w tym uporze, to muszą wiedzieć, że ponoszą pełną odpowiedzialność za straszliwe skutki dla życia i zdrowia obywateli. W takiej sytuacji apeluję do wszystkich wyborców, aby nie uczestniczyli w wyborach 10 maja 2020 r. Jeśli nie można inaczej, niech odpowiedzią na nieodpowiedzialność władzy będzie powszechny bojkot. (…) Jednocześnie wzywam pozostałych kandydatów, aby zrobili to, co ja. Czas na jasną deklarację. Dziś wszyscy zdajemy test na odpowiedzialność i przyzwoitość. Jeśli zachowamy jedność, pokonamy wszelkie przeciwieństwa” – wzywała kandydatka na prezydenta w liście otwartym. Jednocześnie pytana kilka dni temu w Radiu ZET wiele razy o to, czy jeśli wybory odbędą się w terminie, to ona je zbojkotuje, jak mantrę powtarzała: „Wybory nie mogą się odbyć”. Nawet jej elektorat nie dowiedział się, co uważa największa nadzieja opozycji na pokonanie Andrzeja Dudy. Dziś to PiS musi uważać, by jednak sen niektórych polityków KO o wymianie Kidawy-Błońskiej na kogoś innego się nie spełnił. Władysław Kosiniak-Kamysz nie jest pewniakiem do wejścia do II tury, ale wyraźnie zyskuje na jałowej kampanii byłej marszałek Sejmu. Platforma zapewne marzy o kolejnym powrocie Donalda Tuska na białym koniu, tym razem faktycznym. Rejestracja kandydatów na 45 dni przed wyborami się odbyła. Nie mieliśmy jeszcze do czynienia z taką sytuacją w III RP, by na skutek tragedii epidemicznej, która może pociągnąć za sobą wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, doszło do przesunięcia terminu głosowania na najważniejszy urząd w państwie. Gdybym był sztabowcem PiS, trzymałbym kciuki za to, by deklaracja Kidawy-Błońskiej się spełniła i nie nastąpiła podmiana wyborcza. Im dłużej trwałaby aktywność kandydatki, tym częściej pojawiałaby się „kwiatki” w postaci filmików nagrywanych przez zafrasowanych sztabowców, w których bohaterka odpowiada na pytanie: „Czy powiedziała pani, że konstytucja jest ważniejsza od życia?”. Wydawało się, że Bronisław Komorowski to symbol fatalnego zarządzania kampanią i wczuwania się w społeczne nastroje. Tymczasem wszystko jeszcze przed nami.


Promuj niezależne media! Podaj dalej ten artykuł na Facebooku i Twitterze

