Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Wróg numer jeden

Wydawałoby się, że w czasie epidemii komentatorom politycznym może być trudno znaleźć tematy. Kampania wyborcza prawie zamarła, zmęczeni ludzie próbują jakoś układać sobie życie w nowych warunkach, a politycy próbują się w tym im przydać lub, jeśli nie są decyzyjni, przynajmniej nie przeszkadzać. W mediach jest więcej kampanii informacyjnych i treści poradnikowych. Przynajmniej tak to wszystko wygląda w teorii.

Praktyka pokazuje, że dla wielu osób nie zmienia się nic. Wirus wirusem, ale cytując tytuł starej broszury Tadeusza Mazowieckiego zwalczającej podziemie antykomunistyczne, „wróg pozostał ten sam”.

Gdy instynkt anty-PiS bierze górę…

Weźmy pierwszy przykład z brzegu. W weekend na stronach „Newsweeka” pojawiła się szokująca informacja o polskiej firmie, która miała wykupić z rynku praktycznie wszystkie dostępne maseczki i wysłać je do Chin w celu utrzymania umiejscowionej tam produkcji. Materiał wywołał, co naturalne, spore oburzenie pod adresem bezdusznych przedsiębiorców. Po kilku godzinach ukazało się dość obszerne wyjaśnienie ze strony opisanych przez tygodnik Tomasza Lisa właścicieli firmy, z którego wyłania się zupełnie inny obraz sytuacji. Kwestie wiarygodności obu stron zostawmy w tym miejscu na boku, choć jeśli to „Newsweek” skłamał, również wpisuje się to w nurt fake newsów czasów epidemii, a więc szczególnie z punktu widzenia spokoju i interesu społecznego niebezpiecznych, tyle że wyjątkowo wymierzonych nie w rządzących, ale w polską firmę.

Istotna jest tu jednak reakcja nie internautów, w tej sprawie podzielonych, ale polityka z pierwszego szeregu opozycji, rzecznika Platformy Obywatelskiej Jana Grabca. Trzeba dodać, że opublikowana przed wyjaśnieniami LPP SA, kiedy znaliśmy wyłącznie dziennikarską wersję wydarzeń, a więc w czasie, gdy nastroje wobec spółki były przede wszystkim wrogie. „Swoją drogą to charakterystyczne, że prywatna polska firma potrafi lepiej zadbać o zdrowie swoich pracowników w Chinach, niż rząd PiS o zdrowie Polaków w kraju” – napisał na Twitterze Grabiec, zbierając mnóstwo lajków od fanów opozycji spod sztandarów „Silnych Razem”.

Instynkt anty-PiS jest u wielu silniejszy nawet od instynktu przetrwania. Ilekolwiek razy by napisać, że w sytuacji zagrożenia świadome generowanie i powielanie fałszywych informacji jest jednym z największych zagrożeń, nie powstrzyma to najbardziej fanatycznych przeciwników władz. Kolejnym przykładem jest wiadomość o rzekomym zatrzymaniu (wysyłać za granicę niedobrze, ale nie wysyłać – też niedobrze…) przez polskie służby transportu maseczek, zakupionych przez włoski region Lazio. Fałszywkę, zdementowaną przez MSZ i samych Włochów, podawali m.in. Radosław Sikorski i Roman Giertych. Doba od dementi nie wystarczyła politykom opozycji, by opublikować jakiekolwiek sprostowanie. Fakt, że pierwszym źródłem nieprawdziwej informacji był włoski lewicowy dziennik „La Repubblica”, pokazuje jedynie, że mamy do czynienia ze zjawiskiem międzynarodowym, nie jest to jednak żadnym wytłumaczeniem dla lokalnych dezinformatorów, mających przecież możliwości sprawdzenia podawanych przez siebie treści na miejscu. Możliwość dotarcia z antyrządowym przekazem do setek tysięcy czytelników jest najwyraźniej zbyt kusząca.

„Pokrzywdzeni” przez LOT

Bardzo charakterystyczne dla opozycyjnego sposobu myślenia są świadectwa beztroskich turystów, którzy w czasie epidemii zdecydowali się na wyloty z kraju, jednak jej rozwój wpłynął na ich decyzje o powrocie. Dzięki akcji LOT dostali oni możliwość szybkiego znalezienia się w Polsce, narodowy przewoźnik może bowiem pozwolić sobie na akcję humanitarną, misyjną, nawet jeśli ekonomicznie jest ona dla niego wątpliwa. W podziękowaniu obsługa samolotów, później zaś cała firma, dostali głównie pretensje – skarżono się na wysoką cenę biletów, na rutynowe badania, na ograniczenie kontaktu załóg z pasażerami, wracającymi przecież nieraz z terenów podwyższonego ryzyka. Kiedy komuniści ostatecznie wygrali wojnę w Wietnamie, w najbardziej dramatycznej sytuacji znaleźli się miejscowi sympatycy Amerykanów, dla których nie było miejsca w amerykańskich śmigłowcach. Ta poruszająca scena odlotu sojusznika przewija się przez wiele poświęconych tamtym czasom publikacji historycznych. Ciekawe, czy gdyby miejsce na pokładzie jednak się znalazło, po szczęśliwym lądowaniu Wietnamczycy narzekaliby na brak poczęstunku podczas lotu? „Nikt też nie oczekiwał drinków z parasolką, ale to, co nas spotkało na pokładzie, to przesada. Dwie kanapki przez ponad 13 godzin, a wśród pasażerów były też dzieci. Brak jakichkolwiek ciepłych napojów i posiłków, o czym dowiedzieliśmy się dopiero na pokładzie” – narzeka w 2020 r. pan Maciej, świeżo po powrocie do domu, umilając sobie kwarantannę przeglądaniem zdjęć posiłków serwowanych przez linie lotnicze z Kataru. Kilka godzin później inny podróżnik wrzuca zdjęcie zupełnie normalnie wyglądających kanapek jako ostateczny dowód swojej krzywdy. Egoizm zbiera swoje żniwo szybciej niż najgroźniejszy wirus. Nic więc dziwnego, że reakcje na tego typu narzekania są dość jednolite i nie zawsze nadają się do cytowania w mediach.

Cena za komfort opozycji

Mniej więcej w połowie marca internet obiegła matematyczna prognoza przyrostu liczby chorych na COVID-19 w Polsce, oparta na już dostępnych statystykach. Według niej 18 marca spodziewaliśmy się 389 chorych, 20 – 781, 22 zaś już 1566. Tymczasem tydzień kończyliśmy liczbą 634 przypadków przy 7 osobach zmarłych. Niezależnie od nadal przytłaczającej skali zachorowań, jest to więc szczęśliwie statystyka o wiele lepsza od spodziewanej. Część opozycji próbuje tłumaczyć to wyłącznie niską jakoby liczbą przeprowadzanych testów, choć dostępne są już dane porównawcze, wskazujące na to, że nie należy tych badań przesadnie fetyszyzować. Tymczasem Platforma Obywatelska zafiksowała się na tym jednym słowie, traktując je jako zaklęcie, za pomocą którego odwróci społeczne nastroje, a może nawet wygra wybory.

„Mamy 452 przypadki koronawirusa. Na koniec tygodnia miał być wynik czterocyfrowy i wykładniczy wzrost. Dlaczego nie słyszę, że odnosimy spektakularny sukces? Dlaczego w odpowiedzi mamy stan epidemii? Rządzą nami ludzie, którzy nie potrafią nawet zdiagnozować sytuacji, a co dopiero wyleczyć” – pisze na swoim profilu na Twitterze Dorota Brejza, żona znanego polityka Platformy Obywatelskiej, który musi później tłumaczyć, że we wpisie tym nie było żadnych złych intencji. „Niech pani nie pisze już” – apeluje Agnieszka Burzyńska, dziennikarka „Faktu” i Onetu, najwyraźniej tracąca cierpliwość do trudnej sojuszniczki w dziele zwalczania rządu. Ironia nie każdemu i nie w każdej sytuacji jednak służy, zwłaszcza gdy wśród wyborców opozycji nie brak oczekiwania, że sytuacja wymknie się spod kontroli, co zaowocuje wartą każdej ceny utratą władzy przez PiS. Równocześnie jednak opozycja nie wierzy, że stanie się to szybko, żąda więc przesunięcia majowego terminu wyborów. Oczekiwanie to trafia do sporej części przestraszonych epidemią Polaków, równocześnie wpycha nas jednak w pułapkę wywodzącą się wprost z tak ważnej dla przeciwników Andrzeja Dudy konstytucji. Aby bowiem przesunąć wybory, potrzebne jest wprowadzenie stanu wojennego, wyjątkowego lub klęski nadzwyczajnej, natomiast sama chęć przesunięcia wyborów nie jest wystarczającym powodem do wprowadzenia tychże. Warunkiem przesunięcia głosowania musiałoby być więc dalsze znaczące pogorszenie sytuacji, skutkujące też drastycznym spadkiem komfortu życia codziennego Polaków. I być może faktycznie skutkowałoby to mniejszym poparciem dla PiS i Andrzeja Dudy, ale czy naprawdę gotowi jesteśmy wszyscy zapłacić za komfort opozycji tak wysoką cenę?

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

#polityka

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo