Sondaże w Polsce i wielu innych krajach pokazują, że kolejne pokolenia nie mają pojęcia o historii. A choćby w USA zanikają wydziały historyczne, bo ludzie i grantodawcy myślą, że są niepotrzebne. Oczywiście, z wyjątkiem największych uniwersytetów, jak Yale i Harvard, bo stamtąd to nawet historyk może zyskać światową sławę.
Jednocześnie zwykli ludzie, choć brakuje im wiedzy, coraz bardziej interesują się historią. Już nawet tabloidy mają dodatki historyczne, a wśród popularnych filmów, seriali i książek roi się od historycznych lub co najmniej kostiumowych. A przede wszystkim coraz większa jest rola historii w polityce. Historia jest narzędziem walki o wpływy, mobilizacji, ale może też łączyć ludzi. Teoretycznie jest to zupełnie normalne, nie przypadkiem starożytni Grecy stworzyli jednocześnie pojęcie polityki i historii. Z tym, że jeżeli brakuje wiedzy, pozostają tylko czyste emocje, a wtedy łatwiej odpowiednio spreparowaną historią manipulować i ogłupiać. Degradowanie historii jako nauki przez polityków i rynek to zatem zagrożenie dla wolności. I niektórym ludziom złej woli pewnie właśnie o to chodzi.