Bilans dwóch kadencji szefa Rady Europejskiej sprawia, że jest on obciążeniem dla opozycji. Albo „nic nie może” (organizuje obrady RE i ogłasza jej decyzje, ale nie wpływa na nie), albo jest „królem Europy”.
W pierwszym wypadku pod znakiem zapytania staje „sukces Polski” w postaci objęcia przez Donalda Tuska funkcji, dla której porzucił on fotel premiera rządu RP w chwili rosyjskiego najazdu na Ukrainę, by „organizować hotele i catering dla RE”. W drugim – odpowiada za brak reakcji na polityzację TSUE i na uzurpowanie sobie roli superrządu przez Komisję Europejską, za wypychanie Wielkiej Brytanii z UE i próbę ukarania jej za decyzję o brexicie, za bezprawne otwarcie granic na nielegalnych imigrantów, za łamanie przez Francję dyscypliny budżetowej i bierność KE w tej sprawie, za łamanie swobody przepływu usług, za wykluczenia prawne z trzeciego pakietu energetycznego, umożliwiające budowę Nord Streamu 2, za podwójne standardy w UE (od przestrzegania prawa po jakość towarów), za konfrontacyjny kurs na linii UE–USA, za ograniczenie funduszy regionalnych i za brak doprecyzowania procedur wyboru szefa RE, obiecanego w momencie jego mianowania na drugą kadencję.