

Dziś główny – po telewizjach – obszar działania rosyjskiej agentury wpływu w Polsce to YouTube. W szczególności dziecinnie łatwe fałszowanie, zawyżanie liczby odsłon „prawicowych” youtuberów. Gdyby ich popularność miała cokolwiek wspólnego z prawdą, prorosyjska prawica zdobywałaby w wyborach nie śladowe, a kilkudziesięcioprocentowe poparcie, a po aresztowaniach Piskorskiego czy Stonogi wybuchłyby zamieszki na miarę „żółtych kamizelek”. Pokazuje to, że gdy państwo działa na serio, hipnotyczna moc agentury znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kanalie wypisujące za kasę brednie o „upaińcach” i „usraelu” są mocne tylko w świecie wyimaginowanym.


