Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Błąd prezydenta

Weto prezydenta Andrzeja Dudy wobec nowej ordynacji do Parlamentu Europejskiego to opowiedzenie się za status quo – utrzymanie mechanizmu, który w sposób nieczytelny dla wyborców umożliwia wejście do PE reprezentantów marginalnych ugrupowań w miejsce tych, którzy zyskali rzeczywiste poparcie.

To wynik oderwania mechanizmu podziału mandatów od okręgów – system przeliczania uprzywilejowuje okręgi wyborcze o dużej liczbie uprawnionych do głosowania i sankcjonuje znaczące różnice w potencjale siły głosu w poszczególnych okręgach wyborczych. W efekcie głosy wyborców w danym okręgu nie przekładają się na realne mandaty w okręgu, mimo uzyskania znaczącego poparcia kandydat może nie zostać europosłem, bo mandat przypada większemu pod względem liczby wyborców okręgowi. Dzięki temu mechanizmowi do niektórych okręgów trafiały jedynie dwa mandaty, a w skrajnych sytuacjach zaledwie jeden mandat – oznacza to zaburzenie reprezentacji poszczególnych regionów. Prezydent opowiedział się za zachowaniem tego systemu. 

W mediach społecznościowych do autorstwa tego mechanizmu przyznaje się chętnie Roman Giertych. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” przechwalał się tak (rzecz dzieje się w 2004 r., Giertych stoi na czele LPR, rządzi SLD-PSL): „Wiedzieliśmy, że musimy paru kandydatów od ojca Rydzyka dać na listy. Na spotkaniu zażądał połowy miejsc za poparcie. Chętnych »rydzykowców« nie brakowało, bo wszyscy wiedzieli, że w Parlamencie Europejskim są duże pieniądze. Zastanawiałem się, co zrobić, żeby dać ich na jedynki, ale nie dać im mandatów. I wymyśliłem ordynację, która funkcjonuje do dziś”. Na czym to polegało, mówi równie chętnie: „Wszystkie głosy na daną partię wrzuca się do jednego wora. (…) Myśmy chcieli dzielić w skali kraju, ale jednocześnie tak zrobić, aby miejsca, gdzie musieliśmy oddać mandaty dla ojca Rydzyka, ich nie wzięły. Wówczas sondaże dawały nam 6–7 mandatów. Zrobiłem okręgi, z których nawet jedynkom trudno się jest dostać, bo jest mało wyborców. I tam trafili kandydaci Radia Maryja. (…) Anna Sobecka wygrała w swoim okręgu – i nie weszła. Szumska – wygrała, bo Rydzyk pompował jej kampanię w Radiu Maryja. I nie weszła. A mój tata łatwo wszedł ze Śląska. Bo to największy okręg”. Oczywiście Giertych, który wtedy był posłem i członkiem podkomisji sejmowej, która opracowywała projekt nowej ordynacji, nie zrobił tego sam – pomysł, ze względu na interesy PSL, miał poparcie ówczesnej koalicji SLD-PSL. 

I za utrzymaniem tych rozwiązań opowiedział się prezydent Andrzej Duda. 

PiS proponowało faktycznie ordynację, która – podobnie jak ordynacje większościowe – zapobiega rozdrobnieniu i umożliwia wprowadzenie do PE najsilniejszych, najbardziej reprezentatywnych ugrupowań. Projekt przewidywał, że w każdym okręgu wyborczym wybierano by co najmniej trzech europosłów i wyeliminowano by rywalizację pomiędzy okręgami o mandaty. Projekt nowej ordynacji wprowadzał też zależność między liczbą uprawnionych do głosowania a liczbą europosłów wybieranych w danym okręgu. Wprowadzałby jasny sposób wyłaniania reprezentantów, dużo bardziej przezroczysty niż dziś, co byłoby zapewne także szansą na zwiększenie frekwencji w wyborach europejskich. 

Prezydent opowiedział się jednak przeciw temu rozwiązaniu – a przecież niska frekwencja sprawia, że do wyborów idzie przede wszystkim elektorat twardy i zdyscyplinowany i tak się właśnie w tych wyborach działo. To dzięki niskiej frekwencji i kruczkom w ordynacji odniosła sukces partia Janusza Korwin-Mikkego, która w poprzednich wyborach zdołała wprowadzić do PE czterech europosłów. W ordynacji pozbawionej tych nieczytelnych dla wyborców mechanizmów nie miałby na to szans – w każdych innych wyborach zdobywał marginalne poparcie. 

Zatem swoim wetem prezydent odpowiedział się przeciw silnej reprezentacji w PE najważniejszych sił w Polsce i za możliwością wprowadzenia do Strasburga polityków, którzy nie są reprezentatywni dla znaczących grup wyborców, ba, są ewidentnie marginesem politycznym. A występują w PE jako poważna reprezentacja Polski. 

Oczywiście można próbować rozumieć racje prezydenta zatroskanego o los małych ugrupowań, o to, by skala reprezentatywności polskiego społeczeństwa w tych wyborach była jak najszersza. Można też zrozumieć obawy, że nowa ordynacja wymusi integrację środowisk opozycyjnych i w dalszej perspektywie wykreuje kandydata na prezydenta całego obozu postkomuny, który mógłby okazać się groźnym rywalem dla Andrzeja Dudy w przyszłych wyborach prezydenckich. Ale przyznam Państwu, że mnie to kompletnie nie przekonuje. Prezydent wsłuchując się w głosy polityków Kukiz’15 (i licząc na ich poparcie w przyszłości) i wszelkiej maści symetrystów, zainteresowanych w istocie nie „obroną demokracji”, lecz obniżeniem reperezentatywności Prawa i Sprawiedliwości w PE, popełnił błąd.

Piszę to z całym szacunkiem wobec prezydenta Andrzeja Dudy. Niemniej Polska ma w PE tylko 52 mandaty – rozdrobnienie ich, w kontekście obecnej sytuacji w Europie, nie służy krajowi.   

 



Źródło:

 

#Andrzej Duda #weto #ordynacja do Parlamentu Europejskiego

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Joanna Lichocka
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo