Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Zatrzaśnięte drzwi

Jest wtorkowe przedpołudnie 20 stycznia 2004 r. Siedzę z koleżką na skrzyni ładunkowej samochodu ciężarowego, który przemierza iracką szosę nr 8 gdzieś pomiędzy Bagdadem a Al-Hilla. Jesteśmy w przednich nastrojach, gdyż niedawno skończyliśmy pyszny posiłek i teraz żartujemy, paląc papierosy. Marzymy o przeżyciu wojennej przygody w Iraku i szczęśliwym powrocie do domu, najlepiej obwieszeni kilogramem medali za męstwo. 

Nagle twarz kolegi tężeje, znika z niej uśmiech, a ukryte za okularami balistycznymi zwężone oczy wpatrują się intensywnie w jakiś obiekt na pustyni. Podążam za jego wzrokiem i dostrzegam długi sznur wypalonych pojazdów wojskowych ciągnący się równolegle do drogi. Oglądamy pozostałości konwoju logistycznego z I wojny w Zatoce Perskiej. 

Wyobrażam sobie wówczas akcję sprzed 13 lat. Ciężarówki wypełnione paliwem, amunicją i materiałami wybuchowymi podążały pracowicie na południe z zadaniem zaopatrzenia rozmieszczonych przy granicy z Kuwejtem czołgów, gdy nagle na widnokręgu ukazało się kilka nieforemnych, szybko rosnących punktów. Przybywały, uzbrojone w śmiercionośne, szybkostrzelne działka, samoloty Thunderbolt II, zwane przez żołnierzy irackich szepczącą śmiercią. Prowadząca para nadleciała nad wąż aut i otworzyła ogień. Na ziemi rozpętało się piekło. Płonące cysterny paliw eksplodowały jedna po drugiej, a wypełniony po brzegi trotylem wschodnioniemieckiej produkcji robur wybuchł i uniósł się nad ziemię niczym ogromny fakir. Wrzask kierowców krzyczących „Allāhu Akbar!” był niesłyszalny w rozrywającym powietrze ryku silników potężnych maszyn siejących najpierw śmierć i spustoszenie, a następnie robiących zwrot przez lewe skrzydło, by po chwili zniknąć za horyzontem. Pancerne kolosy Saddama Husajna nigdy nie dostały ani oleju napędowego, ani nabojów do armat, co uczyniło je finalnie trumnami na gąsienicach dla ich załóg. Dowódca operacji „Pustynna burza”, gen. Herbert Norman Schwarzkopf Jr. nie powtórzył błędów z Wietnamu i nie pozwolił ginąć bezsensownie amerykańskim żołnierzom. Nie uderzył w trudne do zniszczenia, potężnie opancerzone czołgi i bojowe wozy piechoty, lecz zaatakował cele o wiele łatwiejsze – nieuzbrojone i bezradne ciężarówki, odcinając groźne maszyny od niezbędnego im do funkcjonowania zaplecza. Sytuacja przypominała te, gdy człowiek wychodzi z domu w grudniu odziany jedynie w cienką marynarkę, zapominając zabrać kluczy, a złośliwy sąsiad pozostawia mu za plecami zatrzaśnięte drzwi.

Spaprano robotę

Zatrzaśnięte drzwi za swoimi plecami spostrzegła późnym wieczorem 13 sierpnia br. Ludmiła Kozłowska, prezes fundacji Otwarty Dialog. Pani Ludmiła, prywatnie żona Bartosza Kramka, człowieka biorącego aktywny udział w protestach przeciwko rządowi polskiemu, wysiadła w poniedziałkowy wieczór z samolotu na brukselskim lotnisku, gdzie została zatrzymana, osadzona w miejscu odosobnienia, a następnie wydalona z terenu Unii Europejskiej (UE) do Kijowa, stolicy państwa, którego jest obywatelką. Nikt jej nie pobił, nie torturował, nie poddał upokarzającej procedurze szczegółowej rewizji osobistej, jedynie nie pozwolono jej opuścić rejonu portu lotniczego i wsadzono do samolotu odlatującego na Ukrainę. Myślę, że takich zdarzeń notuje się kilkanaście miesięcznie, ale akurat to jedno przykuło moją uwagę.

Pytają Państwo dlaczego? Dlatego, że w liberalnych mediach ukazał się cykl tekstów piętnujących działania naszego MSW, które miało się przyczynić do wydalenia Kozłowskiej z terenu UE. W tym miejscu zaskoczę Czytelników, gdyż przyłączę się do chóralnych głosów potępiających rodzimy resort spraw wewnętrznych! Uważam, że cała robota została spaprana, gdyż nasza bohaterka powinna być wysiudana z Polski już latem ubiegłego roku! Jeśli moja dzisiejsza krytyka poczynań ówczesnego ministra Mariusza Błaszczaka uważana jest za spóźnioną, to wyznaję, iż faktycznie tak jest, a jedyne, co go usprawiedliwia, to panujący podczas tamtych dni polityczny klimat.

Kto chciał wyłączyć rząd

Polityczny klimat panujący w lipcu 2017 r. był równie gorący co temperatury powietrza. W całym kraju wybuchały, pozowane na spontaniczne, protesty w obronie sądownictwa, a właściwie przeciwko zmianom i reformom, jakie rząd Beaty Szydło chciał wprowadzić w jego funkcjonowanie. W to wszystko wpisał się swoim manifestem mąż Kozłowskiej, przywołany wcześniej Bartosz Kramek, szef rady fundacji Otwarty Dialog. 

Dzieło pod znamiennym tytułem „Niech państwo stanie: wyłączmy rząd!” obecnie przedstawiane jest jako nawoływanie do obywatelskiego nieposłuszeństwa, co uważam za totalną bzdurę. Kilkanaście punktów, na które składa się manifest, to faktycznie instrukcja i zachęta do wywołania powszechnych rozruchów w państwie, mogąca finalnie doprowadzić do rozlewu krwi. Dziś jego treści są łagodzone i ukazywane w sposób oderwany od ówczesnych realiów, lecz jeśli przypomnimy sobie termin „astroturfing”, identyczne świeczki dzierżone w dłoniach przez setki zdeterminowanych uczestników tamtych wydarzeń i nałożymy na to dzieło Kramka, oparte na doświadczeniach ukraińskiego majdanu, to możemy dostrzec próby wywołania ogólnokrajowej rewolty. Trudno więc się dziwić, że rząd próbował zawiesić zarząd fundacji, a do jej siedziby zawitała kontrola celno-skarbowa mająca na celu wyjaśnienie mechanizmów finansowania organizacji.

Przejrzystość to nie represja

Mechanizmów finansowania organizacji nie potrafiła wyjaśnić sama Kozłowska. W sierpniu roku 2017 udzieliła obszernego wywiadu jednemu z tytułów prasowych, który trudno określić jako przychylny obecnej władzy, i tam w sposób bardzo mętny i nieskładny opowiadała, że środki finansowe dla funkcjonowania Dialogu były wyasygnowane przez jej brata Petra, krymskiego biznesmena, który musiał opuścić pielesze po rosyjskiej inwazji na półwysep i finalnie osiadł aż w Stanach Zjednoczonych. Staram się unikać cynizmu, ale w tej sytuacji nie mogę się powstrzymać i podsumuję sytuację następująco: kilka lat temu Rosja „połknęła” część terytorium Ukrainy niczym szczupak klenia – Petro Kozłowski, młody mężczyzna zdolny do noszenia broni, praktycznie bez jednego wystrzału uciekł z podwiniętym ogonem do USA, jego dzielna siostra siedziała wraz z mężem w bezpiecznej Polsce, pozostawiając rodaków na pastwę „zielonych ludzików” Putina, by po dłuższym czasie zacząć zajadle bronić nadwiślańskiej demokracji. Wiem, że powyższa teza jest przejaskrawiona i szydercza, ale właśnie dla ukazania absurdu całej sytuacji nadałem jej taką formę i mam nadzieję, że nie spotka się ona z oburzeniem.

Z oburzeniem Kozłowskiej spotkała się wspomniana wcześniej kontrola finansów kierowanego przez nią podmiotu. Mnie z kolei oburza buta pani Ludmiły i jej niechęć do transparentnego przedstawienia przepływu środków pieniężnych utrzymujących zarówno ją, jak i jej męża. Tutaj dochodzimy do sedna sprawy – w dzisiejszym świecie bez znaczącego budżetu zdziałać można niewiele. Zawiłości prawne i różne pojmowanie słowa „demokracja” potrafią usprawiedliwić oraz wyjaśnić opinii społecznej nawet jawne wezwanie do buntu, jak w przypadku manifestu Kramka. Dlatego neutralizowanie zagrożeń jest najskuteczniejsze poprzez odcięcie podobnych bytów od niejasnych źródeł finansowania. Przejrzystość finansowa obowiązuje na terenie Polski zarówno każdego obywatela, jak i instytucję, więc trudno mówić w podobnym wypadku o jakimkolwiek represjonowaniu poprzez prowadzenie szczegółowych kontroli skarbowych. 

Niech fundacje sobie działają spokojnie i z pożytkiem dla nas wszystkich, a jedynie przy próbie pozyskania pieniędzy niewiadomego pochodzenia muszą napotkać zatrzaśnięte drzwi.

Howgh!  


Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Samotnik. Nałogowy kawosz i czytacz politycznych newsów. Imię i nazwisko do wiadomości redakcji.
 

 



Źródło:

 

#deportacja #przejrzystość

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Tȟašúŋke Witkó
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo