Atak trolli jest nieuchronny
Jeśli Państwu się wydaje, że Polska nie stanie się obiektem stałego i przemyślanego ataku dezinformacyjnego ze strony „trzecich sił”, chcących wpłynąć na naszą debatę publiczną i zbliżające się wybory, to mają Państwo rację. Może się tak wydawać. Tymczasem rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Oto StopFake.org podał, że w belgijskiej infosferze odnaleziono ślady kampanii dezinformacji prowadzące do owianej złą sławą rosyjskiej firmy Internet Research Agency (IRA).

"To powiązana z Kremlem słynna fabryka trolli, którą oskarża się m.in. o ingerencję w amerykański proces wyborczy" – czytamy. Chodzi o 200 tys. wpisów na Twitterze wysłanych w ostatnich latach z fałszywych kont, tworzonych przez pracowników IRA. „Miały one na celu wypaczenie debaty publicznej i rozhuśtanie emocji. Ich apogeum przypada na okres tuż po zamachach terrorystycznych na lotnisku i w metrze w Brukseli w marcu 2016 r.” – donosi StopFake.org. Treść zakwestionowanych wpisów jest łatwa do przewidzenia: kwestie rasowe i etniczne, nawoływanie do nienawiści i upowszechnianie fake newsów. A w Polsce? Cóż, szczęśliwie nie ma u nas takiej osi sporu jak w Europie Zachodniej. Nie oznacza to jednak, że za chwilę nie pojawią się treści dotyczące Ukrainy (i pracujących w Polsce obywateli tego kraju), konfliktu między Polską a Zachodem czy przestrogi przed „wojną z Rosją”. Równie wrażliwym obszarem jest stacjonowanie w Polsce wojsk USA, a ostatnio wyraźnie usiłuje się podgrzewać spór między rolnikami a rządem.
Odpowiedzialność za analizowanie tych spraw spoczywa na służbach specjalnych, a także na mediach i na nas wszystkich. Co do tego, że w najbliższym maratonie wyborczym musimy się mieć na baczności, nie trzeba nikogo przekonywać. Po pierwsze, nie ulegajmy emocjom. Po drugie, nie bierzmy za prawdę każdej sensacji. Po trzecie, nie wierzmy niesprawdzonym źródłom informacji, internetowym anonimom, podejrzanym portalikom czy rzekomym ekspertom mówiącym „niewygodną prawdę”.
Źródło:

