Gdy bardzo nieliczni europarlamentarzyści słuchali kolejnego steku bzdur, serwowanego w Strasburgu przez szefa liberałów Verhofstadta, zapewne co bystrzejsi z nich musieli mieć pewne skojarzenia. Jakie? Z amerykańską kinematografią. Rzeczywiście, tchórz, który wycofał się z wyborów na szefa PE, bo bał się otrzymać mniej głosów niż kandydatka konserwatystów – niesłysząca Helga Stevens, mógł się kojarzyć z tytułem komedii „Głupi i głupszy”.
Belg, oskarżający znienawidzonego przez Putina polskiego męża stanu Jarosława Kaczyńskiego o związki z Rosją, musi być pozbawiony jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego! Przecież każdy natychmiast może mu wypomnieć, że jeszcze niedawno brał olbrzymie pieniądze z firmy ściśle związanej z rosyjskim Gazpromem, który jest w stu procentach instrumentem polityki Kremla. No właśnie, przychodzi na myśl tytuł innego amerykańskiego filmu: „I kto to mówi?”. Swoją drogą ktoś, kto jest umoczony w aferę Panama Papers i brał parędziesiąt tysięcy euro rocznie od firmy funkcjonującej w tym raju podatkowym, lepiej, żeby głośno milczał. W ten sposób ten euroliberał dopisał kolejny rozdział do księgi – parafrazując Aleksandra Bocheńskiego – „Dzieje głupoty w Europie”.