Bezrobocie nadciąga nad Polskę » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Tadżycki dyktator na wojnie z islamistami

W ojczyźnie Tadżyków jestem po raz drugi. Pierwszy raz byłem tu przed dwoma laty. Teraz odpowiadam za to państwo i cały region Azji Środkowej w prezydium Parlamentu Europejskiego. Kraj Tadżyków jest najbiedniejszy spośród wszystkich państw postsowieckiej Azji.

Ambasador Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej Hugh Philpott mówi mi, że w gospodarce Tadżykistanu istnieją trzy strefy: mała biała strefa, gdzie nie ma żadnych przekrętów, szara strefa – wiadomo, i wreszcie czarna strefa, gdzie wszystko jest poza kontrolą. Uśmiecham się, bo to efektowne porównanie. Pytam go o wpływy Rosji. Potwierdza moje obserwacje, że Moskwa może powoli, ale jednak wycofuje się na tym obszarze. Nie tylko w wymiarze gospodarczym – także politycznie. Nie chce oddać Azji postsowieckiej, ale ekonomiczne czy polityczne wpływy Chin, Iranu i Turcji, w jakiejś mierze też USA i Unii Europejskiej, są coraz większe i systematycznie wypierają Tadżykistan z obszaru historycznie „przypisanego” Rosji. Oczywiście wciąż istnieją silne związki, chociażby jeśli chodzi o rynek pracy: setki tysięcy Tadżyków, podobnie jak ludzie z innych dawnych azjatyckich republik Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich: Uzbekistanu, Turkmenistanu, Kirgistanu, po części Kazachstanu, za chlebem (z „sało”, czyli słoniną) wędrują do Federacji Rosyjskiej. Tak jak czynią to również Azerowie, Gruzini, Ormianie z Zakaukazia – jak określają Kaukaz Południowy Rosjanie – czy innych państw powstałych na gruzach Sowietów. Tyle że teraz w FR jest kryzys, więc Tadżycy – tak jak inne narodowości – pracujący na czarno czy nawet oficjalnie w Moskwie i setkach innych rosyjskich miast przysyłają do ojczyzny dużo mniej pieniędzy. Gospodarka w obszarze postsowieckim to system naczyń połączonych: w Rosji kichną, a w Azji Środkowej czy na Kaukazie Południowym mają katar. A Rosja Putina gospodarczo słabnie w oczach. I tradycyjnie, jak to w dziejach naszego dalszego wschodniego sąsiada już bywało, jest coraz bardziej agresywna w polityce międzynarodowej.

Zamiast Rosji: Chiny, Iran i...?

Kto stanie się głównym graczem w Tadżykistanie zamiast Rosji? Z jednej strony pod względem gospodarczym najbardziej wzrastają wpływy Chin. Kupiły one zresztą od Duszanbe 1000 km kw. tadżyckiego terytorium. I było jak w piosence Bułata Okudżawy: „każdy dostał to, czego pragnął najbardziej”. Najbiedniejszy kraj centralnej Azji – Tadżykistan – dostał pieniądze, a złaknione nowych terytoriów, mające największą populację świata (póki co – uwaga na Indie!) Chiny – ziemię. Ale poza Pekinem w państwie Tadżyków rozpycha się łokciami Iran. Zarówno religijnie, jak i gospodarczo. To ciekawe, bo przecież Tadżykistan nie graniczy bezpośrednio z Islamską Republiką Iranu – żeby tam się znaleźć, trzeba przejechać przez Uzbekistan i Turkmenistan – albo, narażając się na utratę życia, przez Afganistan. Jeden z najlepszych hoteli w Duszanbe, Serena, to własność irańskiego biznesmena, którego zdjęcia wypełniają parter budynku. W kraju są też, z punktu widzenia władzy w Duszanbe, bardzo negatywne wpływy Teheranu. Chodzi o radykalnych islamistów, utrzymywanych z pieniędzy irańskiego podatnika. Iran od lat konsekwentnie poszerza swoje wpływy przez islam, radykalizując muzułmanów w różnych częściach Azji. I nie tylko Azji... Tadżykistan jest tylko jednym z przykładów. Mówimy o kraju, w którym zdelegalizowano Islamską Partię Odrodzenia Tadżykistanu, bo faktycznie była emanacją muzułmańskich radykałów i chciała mniej lub bardziej stopniowo przekształcić dawną sowiecką republikę w państwo, w którym obowiązywałby szariat. Dwa lata temu doszło do próby zamachu stanu, w którym wzięli udział również wysocy funkcjonariusze MSW. Rozruchy krwawo stłumiono. Trzeba powiedzieć wprost: nawet jeśli można narzekać na swoistą dyktaturę w tym kraju, ewidentne ograniczenie praw człowieka i forsowanie interesów rodziny prezydenta Emomalego Rahmona, to z całą pewnością alternatywa w postaci takiej czy innej odmiany postsowieckiego Państwa Islamskiego jest wielokroć gorsza. Z tego założenia wychodzi Unia Europejska, która choć podkreśla w swoich raportach, że Tadżykistan jest krajem o największym zamordyzmie w azjatyckiej części dawnego ZSRS-u, to cały czas wspiera to państwo – podobnie jak inne kraje regionu – finansowo. Właśnie do Tadżykistanu wędruje przeszło 50 proc. środków na całą Azję Środkową. Zresztą na sześć państw tego regionu – poza wymienionymi już wcześniej pięcioma republikami sowieckimi dochodzi jeszcze formalnie niepodległa za czasów ZSRS-u Mongolia – przeznaczono w latach 2014–2020 80 proc. środków więcej niż poprzednio.

„Płonąca granica” i islamski radykalizm

Jeżeli spojrzy się na mapę, to Tadżykistan z jego niespełna ośmiomilionową ludnością i powierzchnią ponad dwa razy mniejszą niż Polska (zaludnienie wynosi 55 osób na kilometr kwadratowy) otoczony jest na wschodzie przez wielkie Chiny, na północy przez równie biedny Kirgistan, na północnym wschodzie sąsiaduje z Uzbekistanem, wreszcie na południu formalnie z Afganistanem, a w praktyce także z Pakistanem. Co do sąsiadów, to Tadżycy mają pewien kompleks Uzbekistanu i podkreślają, słusznie zresztą, że Buchara czy Samarkanda, słynne historyczne miasta na południowym wschodzie kraju Uzbeków, to dawne ziemie tadżyckie zamieszkane do tej pory w większości przez Tadżyków. Prezydent Rahmon w długiej rozmowie ze mną podkreślał parokrotnie, że nowy prezydent Uzbekistanu Szawkat Mirzijojew – który jesienią zeszłego roku zastąpił Isłama Karimowa, blokując przekształcenie tego kraju w „republikę rodzinną” (następczynią prezydenta miała być jego córka Gulnara Karimowa, która obecnie przebywa w areszcie domowym) – urodził się w tadżyckiej, w sensie narodowościowym, Bucharze i perfekcyjnie mówi po tadżycku. Przez lata bardzo zaognione relacje między tymi dwoma państwami, które obfitowały również w pogromy narodowościowe, teraz wyraźnie się poprawiły i niedługo dojdzie do historycznego spotkania głów obu państw. Co zaś do sąsiadów na Wschodzie, to zaiste Tadżykistan ma „płonącą granicę”. Gdy spotkałem się z prezydentem Emomalim Rahmonem przed dwoma laty, w blisko trzygodzinnej (!) rozmowie przekonywał mnie, jak wielkim problemem jest dla jego kraju radykalizacja środowisk islamskich wspierana finansowo z zagranicy. Słowo „Iran” wtedy nie padło, ale teraz prezydent był bardziej otwarty. Nie musiał mnie specjalnie przekonywać: szczerze uważam, że szeroko rozumiany Zachód i postsowieckie republiki Azji Środkowej mają wspólny interes. Jest nim zwalczanie islamskiego ekstremizmu, który przeistacza się w muzułmański terroryzm.

Chwytać talibów i narkotyki

Takie rzeczy zdarzają się w dobrej powieści sensacyjnej: parę godzin po tym, jak rozstałem się z Duszanbe po ok. dwugodzinnym spotkaniu z prezydentem Emomalim Rahmonem, w samolocie do Konstantynopola (uparcie przez niektórych nazywanego Stambułem) wziąłem do ręki najnowsze wydanie „The New York Times”. A tam, no właśnie... O tym także rozmawialiśmy z głową państwa Tadżyków. Terroryzm islamski eksportowany z dawnej Azji postsowieckiej. Ostatnio przyniósł krwawe żniwo w Nowym Jorku, gdzie radykalny islamista Sajfullo Sajpow, imigrant z Uzbekistanu (był w USA od 2010 r., ma zieloną kartę), zabił osiem osób.


W swoim czasie byłem w centrum szkolenia tadżyckich pograniczników, gdzie za unijne pieniądze i we wspólnym interesie szkoleni są ludzie, którzy na granicy między Tadżykistanem a Afganistanem mają wyłapywać talibów. Także tych przenikających z terytorium Pakistanu. Zresztą nie chodzi tu tylko o walkę z terrorystami, ale przede wszystkim o chwytanie handlarzy narkotyków, którzy afgańskim „towarem” zaopatrują nie tylko bazy amerykańskich żołnierzy w Kabulu czy przedstawicieli międzynarodowych organizacji humanitarnych i charytatywnych, ale też eksportują narkotyki, sowicie opłacając się talibom, dla których jest to istotne źródło środków przeznaczonych później na walkę z „niewiernymi” lub „zdrajcami islamu”.


Wielki mufti Duszanbe mówi to, co mu każe władza, i to, co na pewno nie podoba się w Teheranie: że nie ma indoktrynacji religijnej, przeciwnie – jest pełna swoboda wyznawania islamu, ale są niestety grupy ekstremistów, które należy jednoznacznie potępić. Jak widać rządzący tym krajem od równo ćwierćwiecza 65-letni Rahmon z Ludowo-Demokratycznej Partii Tadżykistanu dzierży wszystko krzepką ręką. Skądinąd artykuł ten ukazuje się dosłownie w rocznicę objęcia przez niego fotela głowy tadżyckiego państwa. Formalnie prezydentem jest 23 lata, ale wcześniej przez dwa lata był tymczasowo głową państwa jako przewodniczący Rady Najwyższej. Kadencja prezydenta trwa tu siedem lat, a Emomali Szarifowicz Rahmonow, który teraz nosi bardziej tadżyckie nazwisko Rahmon, był wybierany już czterokrotnie. I nie powiedział jeszcze ostatniego słowa... Od dwóch lat prezydent nosi nadany mu przez Zgromadzenie Reprezentantów oficjalny tytuł Przywódcy Narodu. Jest także „twórcą pokoju i jedności narodowej Tadżykistanu”. Wkrótce, gdy otrzymał te tytuły, dostał również (wraz z całą rodziną) dożywotni immunitet. Po kolejnych paru miesiącach w referendum zniesiono limit kadencji na urzędzie prezydenta. Cóż, nawet jeśli eksperci Unii Europejskiej uważają Tadżykistan za najsłabszy kawałek środkowoazjatyckich puzzli, to prezydent z Duszanbe trzyma się mocniej niż mocno.

 



 

#Tadżykistan #Islam #islamiści

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Ryszard Czarnecki
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo