Zanim UNESCO podjęło decyzję dotyczącą Puszczy Białowieskiej, część dyplomatów pojawiło się w terenie, aby na własne oczy zobaczyć, co się tam dzieje. W pewnej chwili do organizatorów podchodzi jeden z uczestników i z zainteresowaniem pyta: pokażcie nam tego kornika, czy on jest podobny do kota czy do psa?
Sprawa byłaby śmieszna, gdyby nie fakt, że to właśnie tacy ludzie podejmują decyzję co do przyszłości PB. I można się napinać, stawać na głowie, cytować elaboraty, odnosić się do logiki, a i tak finalnie liczy się przekaz na poziomie – nie można wycinać drzew, bo się je zabija. Więcej argumentów ludziom nie potrzeba, o czym doskonale wiedzą trybuni ludowi robiący wśród ekologów za autorytety. Taki prof. Rafał Kowalczyk nie miał np. żadnych oporów, aby podpisać się pod broszurą, w której mówi się, że zwierzęta są masowo „rozjeżdżane przez traktory”. Żyję na tym świecie 30 lat i nigdy nie słyszałem, aby komuś udało zabić sarnę lub dzika ciągnikiem. Takie zwierzę musiałoby być głuche, ślepe i dodatkowo w letargu, żeby nie zdołać uciec przed maszyną. W autorytet naukowca wierzą jednak wszyscy ci, którzy nie umieją sobie wyobrazić, z jaką prędkością po leśnej drodze porusza się traktor, a z jaką rozpędzone zwierzę. Takimi kitami dyskusja wokół PB jest wręcz usiana. Plantację drzew sadzonych 40 lat temu naukowcy nazywają puszczą pierwotną. Karczowanie najcenniejszych fragmentów Puszczy – to wycinka martwych świerków przy szlakach turystycznych. Większość lokalnych mieszkańców – to kilkunastu pracowników Parku Narodowego.
Kłamstwo to jest dziś jednak metodą zaskakująco skuteczną. I nie wróży nic dobrego. Nie można bowiem wygrać meczu, w którym przeciwnicy grają na koksie, a dodatkowo sędzia jest kupiony.
Źródło: Gazeta Polska
#UNESCO #Puszcza Białowieska #ekolodzy
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Jacek Liziniewicz
Wczytuję ocenę...