Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Magdalena Merta dla niezalezna.pl: Nie wierzę w opowieści MSZ i Sikorskiego

- Nie było żadnej rozmowy, żadnych przeprosin.

Krzysztof Lach/Gazeta Polska
- Nie było żadnej rozmowy, żadnych przeprosin. Nikt mnie nie poinformował o spaleniu rzeczy mojego męża, na te przestępcze działania ministerstwa trafiłam samodzielnie – mówi w rozmowie z portalem niezalezna.pl wdowa po śp. Tomaszu Mercie wiceministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Magdalena Merta
 
Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła postępowanie ws. niszczenia dowodów w sprawie smoleńskiej przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Chodzi o rzeczy osobiste należące do Pani męża. Śledczy dali wiarę wersji ministerstwa i stwierdzili, że nie ma powodu do stawiania zarzutów, bo urzędnicy nie chcieli zniszczyć portfela, a potem ratowali, co się dało, i MSZ wysłało przeprosiny.
Nie było żadnych przeprosin. Na te przestępcze działania ministerstwa trafiłam samodzielnie, przez przypadek. Dopiero wtedy MSZ się do tego ustosunkował. Co więcej, ludzie którzy brali udział w tym procederze – jak sami zeznali – zostali po zdarzeniu zaprzysiężeni do milczenia. Zdawkowe przeprosiny pojawiły się ze strony dyrektora generalnego w MSZ Mirosława Gajewskiego trzy lata po fakcie. Była to jego osobista inicjatywa, mimo że ten człowiek nie miał żadnego związku ze sprawą.

Jak Pani się poczuła po tej decyzji?
Jest to dla mnie osobiście bardzo bolesne, jednak odbieram to również jako kompletną nieudolność prokuratury. Nie zbadano ważnych dowodów i podpowiadanych przez nas wątków. Nie sprawdzono np., czy dowód osobisty mojego męża, który w materiałach śledztwa jest w całości, nie pozostał w Moskwie. Przecież część rzeczy rodzin nadal przebywa w Moskwie w sejfach. Nic takiego nie sprawdzano, opierając się na zeznaniach pracowników MSZ...

...i dając wiarę ich wersji o tym, że zrobili ognisko przed budynkiem MSZ i w trakcie wyciągali nadpalony dowód. Radosław Sikorski twierdzi, że "w swoich działaniach MSZ kierował się sympatią do wdowy po panu ministrze". Czy ktokolwiek Panią informował o tym, co się stało, oddając rzeczy pani męża? 
Nie. W śledztwie wyszło na jaw, że pracownicy dostali nakaz milczenia. Sama porównałam zdjęcia z rzeczy zebranych w Moskwie, gdzie dowód sfotografowany przez Rosjan był w całości, a mi przekazano inny dowód, bardzo wyraźnie nadpalony.

W zeznaniach urzędniczka MSZ opowiedziała historię o tym, jak z paczki dyplomatycznej, którą dostało ministerstwo, "wydobywała się silna woń nafty i rozkładających się zwłok". Bała się otworzyć zawartość, dlatego jej kolega włożył do środka rękę, "natrafiając na coś, co przypominało but". Dalej mówi o szybkiej decyzji spalenia otrzymanych dowodów, bo "wiele spraw wymagało szybkiego działania" i "działali w warunkach stresu".
Cała ta historia nie pozwala mi wierzyć w prawdziwość słów pracowników MSZ, szczególnie że trzy osoby rozmijały się w swoich zeznaniach i każda z ich wersji wygląda inaczej. Nie wierzę w tę opowieść. Jest to wersja uzgodniona przez nich dla mediów i prokuratury.

Czego dotyczą rozbieżności?
Tego, kto tak naprawdę fizycznie przejął te rzeczy, co dokładnie się stało z rzeczami wartościowymi, takimi jak złota obrączka i zegarek. Ja upieram się, że nigdy nie przekazano ich do Polski i że ktoś je przywłaszczył.

Dyrektor Biura Pełnomocnika Ochrony Informacji Niejawnych (BPOIN) w MSZ Monika Sudar twierdzi, że zatelefonowała do ambasady w Moskwie. Gdy powiedziano jej, że w worku oprócz ubrań były dokumenty oraz notes śp. Merty, zaczęli wyciągać paczkę z ognia.
Żaden z sąsiadów nie widział żadnego ogniska, a mówią, że zareagowaliby bardzo stanowczo i natychmiast, gdyby im ktoś pod domem ognisko robił. Prokuratura nie widziała potrzeby przesłuchania ich, dając wiarę ministerstwu. Dlaczego śledczy tak niechętnie się tą sprawą zajmuje? Przecież to jest też kwestia składania fałszywych zeznań i nakłaniania kogoś do mówienia nieprawdy.

Jakie jeszcze widzi pani luki w historii opowiedzianej przez MSZ?
Nie zachowały się żadne plomby od tych worków dyplomatycznych, nie zostały żadne ślady po rzekomym ognisku. Te zeznania nie trzymają się kupy. Według mnie część rzeczy zniszczono po to, bym nie mogła podważyć tożsamości pochowanego ciała i żądać potwierdzenia tożsamości.

 



Źródło: niezalezna.pl

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Samuel Pereira
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo