Ruda WRON-a rozdrażniona » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

​Czwarty szereg, ostatnie rezerwy

Wymowny obrazek: anarchista na emigracji w porywie serca zbiera pieniądze na nowe auto dla Sebastiana K., który spowodował wypadek z udziałem rządowej kolumny.

Wymowny obrazek: anarchista na emigracji w porywie serca zbiera pieniądze na nowe auto dla Sebastiana K., który spowodował wypadek z udziałem rządowej kolumny. W działaniu wspiera go aktywnie dziennikarz nieukrywający sympatii do KOD-u, jeden z uczestników zbiórki zaś proponuje, by uszkodzony pojazd przekazać na… kolejną edycję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. 

Co dzieje się dalej? Gdy uzyskana kwota zbliża się do 140 tys. zł, na Twitterze jeden z bardziej znanych trolli wspierających PO ukrywający się pod pseudonimem „Miki Wróbelek” pisze: „Sezon polowań na rządowe limuzyny rozpoczęty”. To chyba najbardziej wprost wyrażone wezwanie do przemocy w ostatnich dniach, dzięki któremu trudno jest potraktować inicjatywę jako odruch serca, podyktowany chęcią pomocy niezbyt zamożnemu sprawcy wypadku, nawet jeśli takie były początkowe intencje organizatora.

Szukanie idola

Opozycja i wszyscy przeciwnicy rządu, potrzebując na gwałt nowej ikony, sami zrobili młodemu kierowcy krzywdę większą niż jakiekolwiek działania, których podjęcie zarzuciły rządowi, policji i prokuraturze. Człowieka, któremu można by przecież po ludzku współczuć, że wpakował się w niewątpliwie nieprzyjemną sytuację, w imię własnego politycznego interesu kreują na swoją maskotkę, a zarazem wroga numer jeden dla wszystkich sympatyków obecnego rządu. Zbiórka zmienia się w demonstrację polityczną, a nawet w coś gorszego. Jak zauważa na Twitterze dziennikarz sportowy Łukasz Głowacki, na tym samym portalu, na którym wpłacono na nowe seicento ponad 100 tys. zł, chora na raka kobieta, potrzebująca jedną dwudziestą tej kwoty, na operację nie zdobyła koniecznej pomocy. Polski internet pełen jest ludzkich dramatów, walki o zdrowie i życie dzieci i dorosłych, ofiar rozmaitych życiowych dramatów, które potrzebują pomocy – najwyraźniej jednak niektórym łatwiej się z pieniędzmi rozstać nie dla kogoś, a przeciwko komuś.

Politycy opozycji prześcigają się w deklaracjach pomocy, osiągając tym samym dość zaskakujący efekt – coraz więcej osób dowiaduje się o tuszowanych wypadkach z udziałem Biura Ochrony Rządu… za czasów poprzedniej władzy. Wypadek z udziałem prezydenta Komorowskiego i piosenkarki Natalii Arnal jako poszkodowanej pokazuje dokładnie, jak bardzo do pomocy kwapili się politycy dzisiejszej opozycji, gdy obywatel zderzał się z państwem rządzonym przez PO. Internet przypomina też choćby sprawę więzionego bezpodstawnie przez 40 miesięcy kibica Legii Maćka Dobrowolskiego, którego ojcu odmówił pomocy tak chętnie jeżdżący dziś na miejsce wypadku Borys Budka. Gdy Platforma zabiera się do oceniania kondycji BOR-u, powracają pytania o Smoleńsk i awans generalski dla Mariana Janickiego. Jak już pisałem w zeszłym tygodniu, nie zwalnia to rządzących od refleksji nad stanem BOR-u i podjęciem prób naprawy sytuacji, jednak krzyczącym dziś najgłośniej na każdym kroku należy przypominać, że to oni właśnie mają tu najwięcej na sumieniu.

Sąd pod sąd

Podczas gdy chwilowym bohaterem mediów jest pechowy kierowca, trwa również zła passa sędziów, połączona z żarliwą obroną zasad funkcjonowania sądów. Gdy opozycja koncentruje się na obronie dotychczasowego ustroju Krajowej Rady Sądownictwa i sądów, praktycznie każdy dzień przynosi nowe informacje o kolejnych kradzieżach dokonywanych przez sędziów. Przenośne nośniki pamięci, wiertarka, spodnie, kiełbasa – nie sposób uciec od wrażenia, że obserwujemy jakąś tragifarsę. Kolejnych tego typu doniesień nie sposób wytłumaczyć „nagonką na sędziów”, gdyż temat atrakcyjny jest dla wielu mediów, również tych, które nie angażują się w popieranie pomysłów rządu. Kradnący sędzia to przecież temat z kategorii „człowiek pogryzł psa”, choć ostatnio wydaje się, że jest to zjawisko wręcz powszechne, biorące swój początek w poczuciu bezkarności. Oczywiście nie można na ich podstawie formułować ocen na temat całej grupy zawodowej, jednak gdy jej przedstawiciele próbują rościć sobie szczególne prawa i przywileje, w obliczu podobnych historii są na z góry przegranej pozycji. 

Łańcuch kompromitacji uzupełnia sprawa bandziora „Hossa”, którego tydzień temu, ku zdziwieniu policji i prokuratury, mokotowski sąd puścił wolno, wyznaczając jedynie niewielką, jak na kieszeń podsądnego, kaucję i obowiązek meldowania się na komisariacie. Policjanci szefa grupy wyłudzającej pieniądze metodą „na wnuczka” zobaczyli później jeszcze tylko raz.

A KOD tańczy

Tymczasem w weekend, jak gdyby żadne z tych wydarzeń nie zaistniało w społecznej świadomości, sympatycy wielkopolskiego KOD-u protestowali w Poznaniu w obronie polskiego sądownictwa. Na czele protestu stanęli Józef Pinior, który najwyraźniej własne kłopoty z wymiarem sprawiedliwości chciałby zamienić w problem całego narodu. „W tych tygodniach, w tych miesiącach, w tym czasie decyduje się los naszej ojczyzny – czy Polska będzie państwem rządów prawa, czy Polska stanie się państwem autorytarnym” – mówi do zgromadzonych Pinior, oskarżony o przyjmowanie łapówek i płatną protekcję. Towarzyszy mu Mateusz Kijowski, o którym ostatnio głośniej jest z powodu podejrzanych faktur, wystawianych przez Komitet Obrony Demokracji niż z powodu racji jego politycznej aktywności. Gdy poświęcony demonstracji KOD-u materiał prasowy zamieszczony w serwisie (bynajmniej nie prorządowym) Interia w połowie składa się z przypomnienia, jakie zarzuty ciążą na Kijowskim i Piniorze, to chyba najlepiej obrazuje, gdzie leży problem gasnącej w oczach siły, mającej wszak być „nową Solidarnością” i „prawdziwym obywatelskim zrywem”.

Co ważne, również sami uczestnicy poznańskiej imprezy nie kryją rozgoryczenia, odbierając ją jako wiec wyborczy dwójki liderów, dla których kwestie sądownictwa stały się jedynie pretekstem do pokazania się w korzystniejszym dla siebie kontekście. Nawet zagrzewająca do działania KOD-kapela na ostatniej demonstracji swoje pieśni odgrywała z playbacku. Tym samym marsz osiągnął poziom autentyczności festiwali piosenki z czasów późnego komunizmu.

Grają ostatkami

W Krakowie swój brak hamulców demonstrują przeciwnicy prezesa PiS-u, według których „upolitycznia” on Wawel. Na czele głośnej grupy postulujący swobodniejsze podejście do kazirodztwa Jan Hartman i Katarzyna Kukieła, aktywistka KOD-u, znana z wpisu „mam nadzieję, że jedzenie z mojego koryta smakowało”, skierowanego do prezydenta Andrzeja Dudy w krakowskim hotelu Wentzl, w którego imieniu wypowiadała się zresztą bezprawnie. Wcześniej w Warszawie kolejną miesięcznicę smoleńską zakłóciła grupa tzw. Obywateli RP. Wszystko razem skłania do refleksji, że opozycja pogodziła się już z tym, że nie ma szansy na przejęcie władzy w wyborach parlamentarnych, lecz co więcej – straciła zdolność do mobilizowania dużych grup demonstrantów, stawia więc na prowokowanie konfliktów, mogących doprowadzić co najmniej do przepychanek. Reakcja na wypadek kolumny pani premier pokazuje, że niektórzy idą jeszcze dalej, marząc o kimś w rodzaju zmotoryzowanego Ryszarda Cyby.

Pisząc o upadku liderów opozycji, nie można nie wspomnieć o Lechu Wałęsie. Po ostatnich informacjach płynących z IPN-u w jego obronie wciąż wypowiadają się przedstawiciele elit III RP, jednak do ich grona dołączył również Zbigniew Stonoga. Wałęsie to trudne towarzystwo zupełnie nie przeszkadza, natomiast sami fani Stonogi przypominają, że jeszcze niedawno on sam przedstawiał nowego przyjaciela jako „Bolka”. Cóż. Stonoga, Hartman, Pinior i Kijowski zdają się być ostatnimi rezerwami obrońców odchodzącego układu.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

#sąd #opozycja #BOR #KOD #Komitet Obrony Demokracji

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo