Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

​Radović nigdzie się nie wybiera

Był luty 2015 roku, Legia szykowała się do pierwszego meczu z Ajaksem w 1/16 finału Ligi Europy. Bomba wybuchła na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego.

Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Był luty 2015 roku, Legia szykowała się do pierwszego meczu z Ajaksem w 1/16 finału Ligi Europy. Bomba wybuchła na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Henning Berg wziął na rozmowę lidera zespołu, Miroslava Radovicia. 

- Rado powiedział mi, że odchodzi do Chin. Odpowiedziałem mu, że nie chcę, aby to robił - relacjonował ówczesny trener „Wojskowych”. Berg nie miał litości - postawiony w takiej sytuacji odsunął Serba od kadry meczowej. Jak mówił – dla dobra drużyny.

Na Amsterdam Arena Legia przegrała 0:1, a telewizyjne kamery co jakiś czas pokazywały siedzącego na trybunach Radovicia. Pomocnik Legii, który stanowił o sile ofensywnej zespołu, miał łzy w oczach. Po meczu nie chciał podważać decyzji Berga, ale przyznał, że jego marzeniem było godnie pożegnać się z drużyną i pomóc jej odnieść zwycięstwo. Jeszcze na dzień przed meczem wydawało się zresztą, że Radović zostanie w Legii. Konsekwentnie odmawiał Chińczykom z Hebei China Fortune, ale ci zaskoczyli go tak zwaną „ofertą nie do odrzucenia”.

– Nie mogliśmy dłużej blokować tego transferu. Niewiarygodnie korzystna oferta pozwoliła Rado zabezpieczyć przyszłość jego rodziny. My zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by piłkarz został w Legii – tłumaczył Bogusław Leśnodorski. To właśnie bajeczne pieniądze – 6 milionów złotych rocznie plus premie – sprawiły, że Serb ostatecznie wyraził zgodę na transfer. I, jak się okazało, pozbawił się szansy gry w dwumeczu z Ajaksem. - Radović nie był w stanie grać z różnych powodów związanych z całym zamieszaniem z jego transferem. Dobrze wiemy, na co go stać, więc bez niego było nam o wiele ciężej. Decyzję o tym, że nie znajdzie się w kadrze, podjąłem tuż po naszej rozmowie. Głowę zaprzątały mu sprawy związane z transferem, był nieobecny – tłumaczył Berg. Jego Legia przegrała oba starcia z Holendrami – najpierw 0:1, a w rewanżu 0:3. Katem legionistów okazał się Arkadiusz Milik.

Teraz los oddaje Radoviciowi to, co mu zabrał. W lutym Serb będzie mógł zmierzyć się z Ajaksem. - Najwidoczniej tak miało być. Szczególnie po tym wszystkim, co działo się dwa lata temu. Na pewno nie jesteśmy bez szans, zrobimy wszystko, abyśmy teraz cieszyli się z awansu – mówi Rado, który znów jest motorem napędowym Legii. Czy więc tym razem fani „Wojskowych” być spokojni o to, że zostanie w Warszawie?


– Jak najbardziej. Nigdzie się nie wybieram, a wszystkie chińskie numery już skasowałem – zapewnia Radović.

 



Źródło: niezalezna.pl,Gazeta Polska Codziennie dodatek dla Mazowsza

 

#Miroslav Radović #Liga Europy #Ajax #Legia

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
mch
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo