Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Antoni Macierewicz: "Oskarżam. Fałszowali dokumenty i ukrywali prawdę"

- Premier Donald Tusk zagwarantował sobie wpływ na wszelkie działania, wszelkie decyzje i rozstrzyganie o wszystkich informacjach, jakie opinia publiczna i urzędy mogą otrzymywa

Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska
- Premier Donald Tusk zagwarantował sobie wpływ na wszelkie działania, wszelkie decyzje i rozstrzyganie o wszystkich informacjach, jakie opinia publiczna i urzędy mogą otrzymywać w sprawie Smoleńska. Był absolutnym władcą każdego drgnienia aparatu państwowego w zakresie Smoleńska – mówi w rozmowie z „Gazetą Polską” Antoni Macierewicz, minister obrony narodowej.

Kiedy poznamy przyczyny katastrofy rządowego Tu-154M o numerze bocznym 101, w której 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku zginął prezydent RP prof. Lech Kaczyński, jego małżonka Maria i towarzyszące im 94 osoby – przedstawiciele polskiej elity?
Nie chciałbym dzisiaj określać precyzyjnie, kiedy to nastąpi – mogę natomiast zapewnić, że członkowie powołanej przeze mnie komisji zrobią wszystko, by wyjaśnić prawdziwe przyczyny tej tragedii. Między innymi przeprowadzą testy niezbędne w badaniu przyczyn i przebiegu katastrof lotniczych, których wcześniej nie wykonano. Na przykład eksperymenty pozwalające określić wartość przeciążeń, jakim byli poddani pasażerowie i samolot w trakcie katastrofy pod Smoleńskiem. A pamiętajmy, iż to właśnie przeciążeniem w trakcie uderzenia samolotu w ziemię tłumaczono zarówno olbrzymią destrukcję Tu-154M, jak i natychmiastową śmierć wszystkich pasażerów i członków załogi.

Czy komisja wykorzysta też naukowców pracujących na wyższych uczelniach?
To jest oczywiste. W tej sprawie działania poprzedniego rządu były skandaliczne. I nie chodzi tylko o byłą minister nauki Barbarę Kudrycką, która rozpętała falę zinstytucjonalizowanej nagonki. Przypomnijmy – naukowców podejmujących badania przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem nazwała „szamańskimi profesorami”... W próbie ich dyskredytacji i ośmieszania brały udział także media, politycy PO i część środowisk naukowych oraz ludzi kultury. Mam nadzieję, iż teraz w badania włączą się także ci, którzy wcześniej ulegli tej presji. Udostępnimy nowo powstałej komisji laboratoria instytutów naukowych związanych z ministerstwem i stworzymy optymalne warunki do zbadania tej tragedii. To jest nasz obowiązek. Zwróciłem się o pomoc i współpracę w tej sprawie do przedstawicieli opozycji. Zwracam się także do całego środowiska naukowców i ekspertów. Nawet do tych, którzy mają inne zdanie w sprawie przyczyn i przebiegu tragedii smoleńskiej. Gotów jestem uzupełnić skład Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Niech wezmą udział w pracach tej komisji, niech podejmą merytoryczną dyskusję, niech stworzą zespół, który z różnych punktów widzenia spojrzy na ten dramat. Bo najważniejsza jest prawda. A dotychczas prawda ustępowała przed dyktatem.

Posłowie opozycji domagali się wyjaśnienia, dlaczego powołał Pan podkomisję w obrębie Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która zajmuje się badaniem tragedii smoleńskiej. Niedawno miał Pan wystąpienie w tej sprawie w sejmie. Przekonał Pan posłów co do słuszności powołania nowej komisji ?
Mam nadzieję, że większość parlamentarzystów ma świadomość, jakie błędy popełniła komisja działająca pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera i wie, że tylko nowa komisja nieuwarunkowana politycznie jest w stanie rzetelnie pracować. Mimo zaniedbań i zaniechań, które spowodowały, iż pewnych materiałów już nigdy nie uzyskamy – jesteśmy w stanie odtworzyć najbardziej istotne okoliczności katastrofy.
Wiem, że komisja zamierza zająć się sprawą remontu Tu-154M. Informacja, iż ten typ samolotu mógł być obarczony istotną wadą fabryczną, ma kluczowe znaczenie dla oceny wiarygodności prac komisji Jerzego Millera. Przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, podobnie jak prokurator wojskowy Krzysztof Parulski, otrzymali informację, że taka wada fabryczna w tym typie samolotu niejednokrotnie występowała i że w związku z tym regularnie, co pewien czas, powinny być przeprowadzane przeglądy gwarantujące, że nic nie zagraża bezpieczeństwu lotu na tych maszynach. W wypadku Tu-154M takich przeglądów nie dokonywano. A później, już po katastrofie, nie przeprowadzono badań laboratoryjnych, które by wykluczyły wadę fabryczną jako przyczynę tragedii! Już sam ten fakt wystarczy, by zdezawuować prace komisji Millera. O możliwości występowania tej wady wiedział Jerzy Miller, wiedział prokurator Krzysztof Parulski… Ukryli ten fakt i nie odważyli się zażądać analizy tych mechanizmów Tu-154M! Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale wiem, że już ta jedna tylko sprawa świadczy o nierzetelności raportu Millera.

Jakie błędy komisji Millera ma Pan na myśli?
Najważniejszy z nich, który cieniem położył się na całym przyszłym dochodzeniu, to powołanie Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego dopiero pięć dni po katastrofie. Polscy prokuratorzy, eksperci, funkcjonariusze służb specjalnych etc. nie mieli przez ten czas dostępu do wraku, do miejsca katastrofy, do ciał ofiar. To jest niezwykle ważna sprawa, która musi być do końca wyjaśniona, dlatego że Polska została przez pięć dni po śmierci dwóch prezydentów, Lecha Kaczyńskiego i Ryszarda Kaczorowskiego, pozbawiona głównego narzędzia niezbędnego do podjęcia prawnych działań. Minister obrony narodowej, który miał obowiązek powołać natychmiast komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, zrobił to dopiero po pięciu dniach – 15 kwietnia 2010 r.!

Ale na miejsce katastrofy wysłano przecież płk. Edmunda Klicha, który został akredytowanym przedstawicielem Polski przy wojskowo-cywilnej komisji rosyjskiej badającej przyczyny katastrofy.
No właśnie, był przedstawicielem Polski przy rosyjskiej komisji, ale nie było naszej komisji działającej na tych samych prawach co rosyjska. A takie były uprawnienia wynikające z porozumienia polsko-rosyjskiego zawartego w 1993 r. Co więcej, minister obrony narodowej Bogdan Klich świetnie to wiedział i nawet podkreślał w swoim stanowisku przekazywanym w rozmowach z innymi członkami rządu. W pierwszych godzinach po tragedii smoleńskiej była mowa o tym, że przy badaniu katastrofy będzie obowiązywała umowa z 1993 r., dająca nam znacznie większe uprawnienia przy prowadzeniu postępowania niż konwencja chicagowska, która – jak się okazało – ostatecznie została przyjęta jako podstawa prawna badania katastrofy.

Czy dzisiaj, po sześciu latach, wiemy, dlaczego tak się stało?
Na to pytanie z pewnością mogą odpowiedzieć Donald Tusk i Władimir Putin. To oni poczynili konkretne ustalenia...

Ale w działaniach Donalda Tuska, który był wówczas premierem, widać niekonsekwencję: na czele rosyjskiej komisji staje premier Federacji Rosyjskiej Władimir Putin, a na czele polskiej komisji płk Edmund Klich. Dlaczego Donald Tusk, skoro wcześniej działał zakulisowo, nie stanął na czele polskiej komisji? Czy chciał uniknąć ewentualnej odpowiedzialności?
Odpowiedź na to pytanie jest ściśle związana z odpowiedzią na pytanie, dlaczego nie powołano KBWLLP natychmiast po katastrofie, najpóźniej wieczorem 10 kwietnia 2010 r. Wszystkie znane mi dokumenty wskazują na to, że Bogdan Klich od początku uważał, iż badania należy prowadzić zgodnie z porozumieniem polsko-rosyjskim z 1993 r. Mimo to nie powołano polskiej komisji aż do momentu, kiedy przesądzono o badaniu według Załącznika 13 do Konwencji chicagowskiej. Wówczas dopiero powołano KBWLLP i na jej czele stanął Edmund Klich. A wiemy, że Klich już godzinę po katastrofie rozmawiał z Aleksiejem Morozowem [wiceprzewodniczącym Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego – red.] i już wtedy był instruowany przez Morozowa, że przy badaniu katastrofy smoleńskiej powinna obowiązywać konwencja chicagowska.

Dlaczego to było takie ważne?
Zgodnie z Konwencją chicagowską o międzynarodowym lotnictwie cywilnym decydujący głos ma kraj, na terytorium którego doszło do katastrofy lotniczej. Tymczasem według porozumienia polsko-rosyjskiego o wszystkim decyduje wspólna komisja powołana na równych prawach. Przedstawiciele obu narodów mają taki sam głos. I to jest ta zasadnicza różnica między dwoma podstawami prawnymi.

W dniu katastrofy odbyło się posiedzenie Rady Ministrów. Z protokołów wiemy, że trwało 20 min. Wtedy premier Tusk podjął decyzję o powołaniu międzyresortowego zespołu, a nie podjął decyzji o powołaniu komisji. Dlaczego?
Nie wiem. Ale przebieg wydarzeń wskazuje, że postępowanie mające wyjaśnić katastrofę smoleńską zostało oddane w ręce Rosjan świadomie. Wydarzeń skandalicznych, faktów wskazujących na fałszowanie dokumentów, ukrywanie prawdy było wiele. Na początku stycznia 2011 r. zostaje opublikowany raport szefowej MAK Tatiany Anodiny. Rosyjski raport, który był wstrząsem dla polskiej opinii publicznej. Warto przypomnieć, że od początku badania tej tragedii Polacy byli wprowadzani w błąd. Dawano nadzieję, że ten raport będzie zrównoważony, że nie jest możliwe, aby rząd Donalda Tuska zgodził się na jednostronne oskarżenie polskich pilotów, armii i prezydenta, generałów. Że w raporcie znajdą się analizy pokazujące jakieś elementy prawdy. Stało się inaczej. Raport Anodiny stał się jeszcze jednym z wielu trudnych doświadczeń historii polsko-rosyjskiej. Teraz Rosjanie oskarżyli Polaków o winę za śmierć polskiego prezydenta. Zgodnie z rosyjskim sposobem działania, że im silniejsze, bardziej bezwzględne uderzenie – tym skuteczniejsze. To był wstrząs dla polskiej opinii publicznej. Wówczas premier Tusk i minister Sikorski zaczęli tłumaczyć, że będą jeszcze próby arbitrażu, próby odwołania się do opinii międzynarodowej, do komisji międzynarodowej itd. I w tym samym czasie, 24 stycznia 2011 r., rząd polski uzyskuje informację, że z całą pewnością – tak brzmi ta informacja – ciała sześciu ofiar katastrofy zostały zamienione w trumnach i pochowane pod cudzymi nazwiskami. Ta wiadomość dociera do władz polskich blisko dwa lata przed oficjalnymi doniesieniami na ten temat i przed ekshumacjami. Minęły dwa lata, zanim do tych faktów przyznała się Prokuratura Wojskowa! A przecież sprawa dotyczyła m.in. prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego i Anny Walentynowicz, przywódców narodu! I oczywiście miała kluczowe znaczenie dla przebiegu śledztwa!

Kto o tym wiedział?
Naczelny prokurator wojskowy Krzysztof Parulski, minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Jeszcze kilka osób, ale ich pozycja w administracji nie była tak istotna, aby przywoływać ich nazwiska. Fakt zamiany ciał utajniono przed rodzinami, przed opinią publiczną. Ale co jest najtragiczniejsze w tym wszystkim: nie podjęto działań, które były niezbędne dla uratowania materiału dowodowego. Można wyobrazić sobie taką sytuację, że utajnia się informację przed opinią publiczną, ale w tajemnicy dokonuje się ekshumacji ciał. A ekshumacja – być może – pozwoliłaby przeprowadzić badania mające zasadnicze znaczenie dla ustalenia przebiegu katastrofy. Ale czekano dwa lata, a w tym czasie ciała ofiar zostały zdegradowane procesami fizycznymi. Przecież trzeba sobie zdawać sprawę, iż ta wiedza mogła być niesłychanie istotnym elementem w rozmowach z Rosjanami i mieć wpływ na ostateczny kształt rosyjskiego raportu. Nie zrobiono nic z tą wiedzą ani w wymiarze procesowym, ani w wymiarze ludzkim, ani w wymiarze politycznym... Warto przy okazji przypomnieć zarządzenie z 11 kwietnia 2010 r., że o wszystkim decyduje wyłącznie premier Donald Tusk. I warto pamiętać, że on sam oświadczył, że bierze na siebie wszystkie konsekwencje działań podejmowanych przez organa państwa polskiego w związku z tragedią smoleńską.

Czy jest dokument potwierdzający informacje o zamianie ciał?
Tak. Osoby, którym przekazano tę informację, miały także jej potwierdzenie na piśmie i otrzymały w tej sprawie stosowne dokumenty.

Pod koniec marca, na posiedzeniu sejmowej Komisji Obrony, mówił Pan o roli Pana poprzednika, ministra Tomasza Siemoniaka. Na czym ona dokładnie polegała?
Osobą, która zdecydowała o takim, a nie innym kształcie raportu Jerzego Millera, osobą zatwierdzającą i kwalifikującą ten raport był właśnie minister Siemoniak. Sam byłem zszokowany, kiedy przeczytałem dokumenty na ten temat. On zatwierdził raport, zawierający stwierdzenie, że katastrofa została spowodowana przez polskich pilotów, zawierający zarzuty wobec polskiej armii dotyczące szkolenia i przygotowania pilotów oraz wskazanie, że bezpośrednią przyczyną tragedii były błędy pilotów. I to minister Siemoniak kwalifikował raport z punktu widzenia przepisów lotniczych. To bardzo istotna sprawa, ponieważ raport KBWLLP nie powinien wskazywać winnego. To jest w regułach Załącznika 13 – przedmiotem badań komisji są przyczyny, które doprowadziły do katastrofy, by na przyszłość uniknąć takich wypadków. Tu wskazano winnego. I to fałszywie.

Czy Tomasz Siemoniak jako minister obrony narodowej nie miał takich uprawnień?
Minister Siemoniak uczynił to na polecenie premiera. Istnieje dokument sygnowany przez premiera Tuska zlecający Siemoniakowi podjęcie tej decyzji. A przecież minister obrony narodowej mógł odesłać ten dokument premierowi, wskazując, że zarówno rozporządzenie o powołaniu KBWLLP, jak i zarządzenie Rady Ministrów z 11 kwietnia 2010 r. składają tę odpowiedzialność na Tuska.
Mogę państwa zapewnić, że ja nie będę ingerował w prace komisji, nie będę wpływał na treść ustaleń i nie będę decydował o kształcie raportu. W odróżnieniu do moich poprzedników, którzy sobie zagwarantowali możliwości formalnoprawne, by cenzurować raport.

Do tej pory faktyczna rola Tomasza Siemoniaka w związku z pracami komisji Jerzego Millera nie była szerzej znana.
To prawda. Nikt nie wiedział, że to on decydował o raporcie Millera. 9 sierpnia 2011 r. Donald Tusk zlecił ministrowi Tomaszowi Siemoniakowi zatwierdzenie raportu Millera. Premier mógł to zrobić, bo w rozporządzeniu z 11 kwietnia 2010 r. zagwarantował sobie wpływ na wszelkie działania i decyzje oraz rozstrzyganie odnośnie do wszystkich informacji, jakie opinia publiczna i urzędy mogą otrzymywać w sprawie Smoleńska. Był absolutnym władcą każdego drgnienia aparatu państwowego w zakresie Smoleńska. Ale zatwierdzenie raportu przekazał ministrowi Siemoniakowi. I raport wskazujący, iż przyczyną katastrofy była wina polskich pilotów, 30 sierpnia 2011 r. minister podpisał.

Czy rozwiązanie 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego było elementem nagonki na pilotów, którzy ginęli i w Smoleńsku, i wcześniej, podczas katastrofy samolotu Casa?
To była totalna nagonka z pełnym wykorzystaniem mediów. Zorganizowano ludzi, którzy oskarżali polską armię i polskich pilotów, którym jednocześnie odebrano możliwość jakiejkolwiek obrony. Wyrządzono wojsku niepowetowane szkody, które oddziałują na żołnierzy do dziś. Likwidacja 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego doprowadziła do tego, że jesteśmy jedynym krajem niemającym jednostki wojskowej zajmującej się bezpiecznym przewozem najwyższych przedstawicieli państwa. Jesteśmy w istocie zdani na łaskę i niełaskę przygodnych decyzji bez możliwości wypracowania długofalowej polityki bezpieczeństwa w tej mierze. To są rzeczy niebywałe.

Chce Pan powołać na nowo ten pułk?
To nie jest kwestia rozważań, decyzje w tej sprawie zostały już podjęte.

Od 3 miesięcy pracuje komisja pod Pana nadzorem, niedawno w Prokuraturze Generalnej powstał specjalny zespół prokuratorów, który poprowadzi śledztwo w sprawie smoleńskiej tragedii. Jak będzie wyglądała współpraca komisji z prokuraturą?
To są dwie odrębne ścieżki postępowania mające wyjaśnić katastrofę smoleńską. Z jednej strony mamy do czynienia ze śledztwem prokuratorskim, którego kształt jest teraz formułowany. Prokuratura ma za zadanie wskazać winnych tego, co się stało. Z drugiej, jest KBWLLP, dla której nie są ważne personalia, która bada – przede wszystkim – przyczyny i przebieg wydarzeń katastrofy. Jestem przekonany, że na tym skupi się komisja, w skład której wchodzą naukowcy i eksperci. Wyniki badań Komisji będą przekazywane do prokuratury, a materiały prokuratury będą dostępne dla KBWLLP. Ten sam fakt będzie analizowany z różnych punktów widzenia – ustalania przyczyn i przebiegu wydarzeń oraz z punktu widzenia poszukiwania odpowiedzialnego za podjęcie decyzji i ich realizację.

Prokuratorskie śledztwo nadzoruje znany prokurator Marek Pasionek, o którym sprzyjające PO media pisały, że jest podejrzewany o współpracę z obcym wywiadem, a w rzeczywistości chodziło o to, że zwrócił się do Amerykanów o pomoc w smoleńskim śledztwie.
Nie ma wątpliwości, iż prokurator Pasionek wykonywał swój obowiązek obywatela i prokuratora. Dotarcie do informacji, jakimi dysponowali Amerykanie, było jego obowiązkiem. Represje i szykany z tego powodu miały doprowadzić do storpedowania smoleńskiego śledztwa i były jedną z bardziej haniebnych działalności administracji premiera Donalda Tuska.
 

Współpraca: Jacek Liziniewicz
 

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Wierzchołowski,Dorota Kania
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo