Dr Lech Kowalski uważa, iż nie powinniśmy się dziwić informacjom, że nie tylko Czesław Kiszczak, ale i Wojciech Jaruzelski miał swoje prywatne archiwum. Według niego, znajdują się w nim mocne dokumenty. – To jasne, że są tam materiały, które są bombą, które mogłyby zdetonować Polskę – podkreśla historyk dr Lech Kowalski w rozmowie z niezalezna.pl.
Dziś „Fakt” poinformował, że nie tylko Czesław Kiszczak przechowywał w domu prywatne archiwum.
Podobne miał posiadać Wojciech Jaruzelski. Zdaniem rozmówcy tabloidu, wszystkie teczki z domu Jaruzelskiego – miało ich być około dwóch tysięcy – „
trafiły do magazynu przy bibliotece Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku”.
Taką lokalizacją nie byłby zaskoczony dr Lech Kowalski, historyk wojskowości oraz autor biografii Czesława Kiszczaka i Wojciecha Jaruzelskiego.
Nie zdziwiłbym się, jeśli właśnie do Pułtuska trafiłyby materiały. Są tam ludzie, którzy wspierali Jaruzelskiego. Uczelnia w Pułtusku to dzieło dawnej profesury PZPR-owskiej, która stworzyła tam sobie przechowalnię i miejsce do zarabiania pieniędzy. To komunistyczny skansen
– powiedział dr Kowalski w rozmowie z portalem niezalezna.pl.
Podkreślił też, że Wojciech Jaruzelski posiadał dokumenty „
podobne do tego, co miał Kiszczak”. –
To jasne, że są tam materiały, które są bombą, które mogłyby zdetonować Polskę. O ile można by do nich dotrzeć – stwierdził.
Jego zdaniem, temu że Kiszczak i Jaruzelski przechowywali takie materiały, nie powinniśmy się dziwić. –
Traktowali to jako zabezpieczenie. Jak nie własne, to swoich rodzin – tłumaczył.
Dziwi go również zachowanie Instytutu Pamięci Narodowej. –
IPN nic nie robi. Dlaczego prokuratorzy jeszcze nie pojawili się u Moniki Jaruzelskiej, ale nie tylko u niej? – pytał w rozmowie z naszym portalem.
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
plk
Wczytuję ocenę...