Takich spadków na Wall Street nie było od 2008 r. Giełdowe indeksy topniały także w Europie Zachodniej i w Warszawie. Nie wróży to niczego dobrego światowej gospodarce. – To może być początek nowego kryzysu, podobnego do tego sprzed siedmiu lat – ostrzegają eksperci.
Tak wielkich spadków jak w ostatnim tygodniu na nowojorskiej giełdzie nie notowano od dawna. Indeks Dow Jones spadł do poziomu z 2008 r., kiedy wybuchł finansowy kryzys spowodowany upadkiem banku inwestycyjnego Lehman Brothers. Z kolei indeks S&P 500 odnotował najmocniejszy zjazd od czterech lat i w dwa dni stracił to, co zyskał w ostatnich dziewięciu miesiącach.
Wszystko przez fatalne wieści z Chin, gdzie indeks PMI, czyli wskaźnik aktywności finansowej dla przemysłu, spadł do poziomu najniższego od ponad sześciu lat.
Najpierw o przeszło 4 proc. spadły akcje na chińskich giełdach. Potem spadkami zareagowały parkiety w Europie, gdzie nastroje pogorszyły się po dymisji premiera Aleksisa Ciprasa i zapowiedzi przedterminowych wyborów w Grecji.
W efekcie na europejskich giełdach akcje były najtańsze od stycznia br. Na zakończenie piątkowej sesji frankfurcki DAX spadł o 2,95 proc., paryski CAC40 stracił 3,19 proc., a londyński FTSE100 stopniał o 2,83 proc.
Przecena akcji nie ominęła też Warszawy. O ile główny indeks WIG zmalał tylko o 1,25 proc., to już skupiający średnie firmy mWIG stracił ponad 2 proc.
Fatalnym wieściom z Chin towarzyszą spadki cen miedzi, co najmocniej uderzyło w KGHM, którego akcje potaniały w piątek o 1,8 proc. i są bliskie poziomów sprzed sześciu lat. Razem z akcjami tanieje też ropa.
Na nowojorskiej giełdzie paliw cena baryłki spadła w pewnym momencie poniżej 40 dol., a więc do poziomu niebezpiecznego zwłaszcza dla tych producentów, którzy poza sprzedażą tego surowca nie mają innych źródeł dochodu, np. dla Rosji.
Tak gwałtowne załamanie na rynkach finansowych i surowcowych zaskoczyło komentatorów. –
Przez większość tego roku szklanka była postrzegana jako do połowy pełna. Ale w ciągu ostatnich 48 godzin ludzie zaczęli uważać, że wygląda na coraz bardziej pustą – tak zmianę nastrojów podsumował George Hashbarger z firmy Quintium Advisors, cytowany przez agencję Bloomberg. W podobnym tonie wypowiada się Tom Digenan z UBS Global Asset Management. Zwraca uwagę, że Chicago Board of Exchange’s Volatility Index, czyli tzw. indeks strachu, wzrósł w piątek o ponad 25 proc. i zanotował największy tygodniowy skok w historii. –
Obecnie panuje na rynkach strach i wszystkie informacje są odbierane negatywnie i to bez głębszej refleksji – podsumowuje Digenan.
Inwestorzy z niepokojem patrzą przede wszystkim na Chiny. Przez ostatnie lata boom w tamtejszej gospodarce, drugiej co do wielkości na świecie, napędzał globalny wzrost ekonomiczny.
Ostatnie wskaźniki świadczą o coraz silniejszym spadku aktywności w chińskim sektorze wytwórczym, a to potęguje obawy przed recesją. Stąd wyprzedaż akcji w USA i w UE. –
Bez Chin nie będzie ożywienia gospodarczego w Europie i Ameryce. To może być początek nowego kryzysu, podobnego do tego z 2008 r. – ostrzegają analitycy.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie,Bloomberg,bankier.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
maro
Wczytuję ocenę...