Clifford Chance i kagiebiści od remontu Tu-154 » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Dajesz Owsiakowi? Nie idę z tobą do łóżka. III RP zbombardowana miłością

Jim Jones, charyzmatyczny amerykański kaznodzieja, prowadził dom opieki dla osób starszych, organizował bezpłatne badania lekarskie i pomagał ubogim zdobyć zasiłek.

Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska
Jim Jones, charyzmatyczny amerykański kaznodzieja, prowadził dom opieki dla osób starszych, organizował bezpłatne badania lekarskie i pomagał ubogim zdobyć zasiłek. Głosił miłość, pokój i walkę z rasizmem, a tłumy zwolenników oddawały mu swoje pieniądze i tańczyły oraz kołysały się w rytm muzyki. Sielanka skończyła się 18 listopada 1978 r., gdy 909 wyznawców Jonesa popełniło zbiorowe samobójstwo - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”.

Jeannie Mills, która trafiła do sekty Jonesa, pozostawiła po sobie tekst, w którym opisała początki swojej tragedii: „Spotykasz najbardziej przyjaznych ludzi na świecie, którzy wprowadzają cię do najserdeczniejszej grupy, jaką możesz sobie tylko wyobrazić (…), przywódca wydaje ci się osobą najbardziej oświeconą, uprzedzająco grzeczną, pełną współczucia i zrozumienia (…), dowiadujesz się, że celem grupy jest coś, czego spełnienie nie wydawało ci się możliwe nawet w najśmielszych marzeniach, a wszystko to wydaje ci się zbyt piękne, aby być prawdziwe. I rzeczywiście: to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe”.

Co ma wspólnego Jerzy Owsiak z Jimem Jonesem, a czym się różnią? To drugie jest oczywiste: Owsiak nie stoi na czele sekty i nie nakłania nikogo do samobójstwa.

Natomiast – niezależnie od tego, jak szokująco by to zabrzmiało – budując wizerunek „świętego” Owsiaka, media III RP użyły tych samych metod manipulacji, dzięki którym popularność zdobył Jones. A celem tej operacji było skłonienie Polaków do działań na własną szkodę.

Owsiak – pomazaniec Ducha Świętego

Młodsi Czytelnicy nie mogą pamiętać początków WOŚP. By je przypomnieć, odwołajmy się do źródła, którego wiarygodność trudno będzie zakwestionować naszym przeciwnikom – „Gazety Wyborczej”.

Jest 8 stycznia 1993 r. Właśnie odbył się pierwszy finał WOŚP. Teolog (tak – teolog!) Dorota Szczerba publikuje w „GW” artykuł „Co Duch Święty szepcze Owsiakowi”: „Ludzie płakali przed telewizorami. Starsze panie, które na samo słowo »rock« uciekają na drugi koniec mieszkania, oglądały program Jerzego Owsiaka do północy. W punktach zbiórki pieniędzy ustawiały się kolejki. Kobiety wrzucały złote pierścionki, obrączki, kolczyki. Jak w znanych z historii chwilach narodowego zrywu”.

To nie była nieprawdziwa relacja. Naprawdę mieliśmy do czynienia z wyzwoleniem ludzkich emocji o rzadko spotykanym nasileniu. Skąd się ono wzięło? Teolog Szczerba wyjaśnia: „Tym, który dyryguje Orkiestrą, jest Duch Święty. ON był tam obecny, choć ani razu nie padło JEGO imię. Działanie, w którym wyczuwa się obecność Boga – choć nie mówi się o NIM – wyczuwa, a raczej widzi na własne oczy, owoce ducha, pokój i radość, jest sto razy bliższe Ewangelii niż wypowiadane o NIM słowa, które rodzą niezgodę, niepokój i gorycz”.

Wyjaśnijmy to samo językiem mniej natchnionym. Owsiak podczas pierwszej Orkiestry oparł się na zbuntowanej młodzieży z subkultur, która chodziła wówczas z puszkami, a wcześniej polubiła jego program telewizyjny „Róbta co chceta”. Puszczał on w nim muzykę, której za komuny w telewizji nie było.

Awansował w ten sposób ludzi, którzy postrzegani byli w PRL jako margines społeczny, zbiorowisko degeneratów. W PRL przynależność do dowolnej subkultury – czy to punkowy irokez, czy długie włosy „metala”, czy kibicowski szalik – była z miejsca powodem spisywania przez milicję. Oprócz komuny subkultur nie lubiła szkoła, z naturalnych względów nie popierał ich też Kościół.

I nagle – łzy w oczach, degeneraci zostają bohaterami, bo to właśnie subkulturowa młodzież zbiera pieniądze do puszek z serduszkiem.

Przypomnijmy: przełom lat 80. i 90. to były czasy, gdy na ulicach każdego z większych miast manifestowały tysiące, a często i dziesiątki tysięcy młodych ludzi, pod antykomunistycznymi i antyokrągłostołowymi hasłami.

Tymczasem wdzięczna Owsiakowi za awans zbuntowana młodzież uczyniła go swoim idolem. A ten wykorzystał to do zaszczepienia jej „apolityczności” z antyklerykalnym odcieniem.

Tak ich bunt został zagłaskany na śmierć. A liderzy młodzieżowej opozycji antyokrągłostołowej zostali odcięci od realnego wpływu na młodych gniewnych.

Straszna siła „reguły wzajemności”

O historii sekty Jima Jonesa pisze w swojej bestsellerowej książce „Wywieranie wpływu na ludzi” prof. Robert Cialdini z Uniwersytetu Stanowego w Arizonie. Uznaje on samobójstwo członków sekty za najbardziej skrajny przykład tego, jak skutecznym narzędziem wywierania wpływu na ludzi jest tzw. reguła wzajemności, tkwiący w nas obowiązek zrewanżowania się za dobro, które ktoś zrobił dla nas. Ktoś dał nam prezent na urodziny, to i my damy jemu itp. Inaczej zasługujemy na miano niewdzięcznika, a więc zostajemy zdegradowani społecznie.

Studia socjologów dowodzą, że zobowiązanie wzajemności znane jest wszystkim społecznościom ludzkim. Archeolog Richard Leakey upatrywał w tej regule wręcz istotę tego, co czyni nas ludźmi. Bez niej trudno byłoby łączyć jednostki w wysoce skuteczne zespoły, z podziałem pracy i wymianą dóbr.

Cialdini 15 lat swoich studiów poświęcił temu, jak m.in. tą metodą posługują się manipulatorzy, działając na szkodę innych.

Przypadek Jonesa jest najbardziej drastyczny. Członkowie sekty popełnili samobójstwo, bo uważali, że święty człowiek zrobił dla nich tyle dobrego, iż byłoby czymś nieludzkim opuścić go w takiej chwili.

To, że Jones od nich tego zażądał, było efektem jego dewiacji psychicznych, ciężkiego uzależnienie od narkotyków itp. To z punktu widzenia naszej analizy jest najmniej ważne. Interesuje nas natomiast to, jakimi metodami doszedł on do tego, że ludzie byli mu ślepo posłuszni.

Jones był wcześniej bohaterem mediów, dostawał nagrody za działalność społeczną i walkę z rasizmem. Przyciągnął biednych, ale także ludzi wykształconych, pragnących im pomagać. Wielu oddawało mu swój majątek, a nawet domy. Zachowały się filmy pokazujące ich szczęśliwych i rozśpiewanych.

Jak pisze prof. Cialdini, tylko niewielu członków jego sekty się uratowało, a wśród nich Diana Louie: „Swoje nieposłuszeństwo przypisywała potem temu, że gdy wcześniej była chora, odmówiła Jonesowi, gdy ten chciał jej oddać przysługę. Nie zgodziła się przyjąć specjalnego pożywienia, ponieważ, jak mówi, »wiedziałam, że gdyby już raz mnie obdarzył jakimiś przywilejami, to już by mnie miał. Nie chciałam mu niczego zawdzięczać«”.

Moskwa: znaleźć wspólny język z alternatywą

Ważny moment: Jones starał się na swoich wyznawcach robić wrażenie człowieka uduchowionego. Tylko najbliżsi współpracownicy wiedzieli, że nie wierzył w żadną duchowość, nienawidził Ameryki, a nowy, wspaniały świat chciał budować według sowieckiego wzorca. Miał kontakty z ambasadami Związku Sowieckiego, Kuby i Korei Północnej.

To kolejny punkt styczny z Owsiakiem. Jego historia zaczyna się w czasach panowania komunizmu w Polsce i nie ulega wątpliwości, że jego pojawienie się w reżimowych mediach za Jaruzelskiego możliwe było dzięki strategii, jaką w latach 80. przyjęła Moskwa.

Jak narodziła się koncepcja kontrolowania zbuntowanej młodzieży w PRL? W 1988 r. Aleksander Oskin, sekretarz ambasady ZSRS w Warszawie, udzielił wywiadu tygodnikowi „Zarzewie”, w którym radził komunistycznym młodzieżówkom, jak postępować z subkulturami. Rozważał: „Do komitetu Komsomołu przychodzi grupa muzyków i mówi: chcemy powołać klub heavy-metalowy”. Zdaniem Oskina może się zdarzyć, że za biurkiem w organizacji siedzieć będzie biurokrata, który ich przegoni: „Jeśli sami znajdą piwnicę, tworzą nieformalny klub »metalistów« (tak przetłumaczyła to słowo redakcja – przyp. P.L.), oklejają go plakatami, informacjami o zespołach, gromadzą płyty i nagrania. Nikt dokładnie nie wie, skąd to wszystko zdobywają. Słuchają muzyki z różnych źródeł. Na przykład zachodnich radiostacji. A te (...) przeplatają muzykę tekstami czysto politycznymi”. By do tego nie dopuścić, należy „znaleźć z takimi grupami wspólny język” i „wypracować formy współpracy”.

Oskin z nadania Moskwy „opiekował się” polskimi organizacjami młodzieżowymi. Luzacka radiowa Trójka, Rozgłośnia Harcerska, w której program miał Owsiak, kontrolowane festiwale – wszystko to było realizacją koncepcji Moskwy.

Jak punkowcy zamiast Owsiaka pomyłkowo zaatakowali Chełstowskiego

Festiwal w Jarocinie też miał być częścią tego scenariusza, jednak komunistyczna władza przegrywała ze spontanicznością młodzieży. W III RP owa punkowa alternatywa, która przyjeżdżała do Jarocina, stała się problemem.

Na polu jej urabiania Owsiak nie miał przed stworzeniem WOŚP sukcesów. W 1991 r. został wygwizdany na scenie w Jarocinie. „Jarocin! Sprzedali!” – skandowała długo publiczność. Relację na temat tego, co punkowe kapele sądziły o Owsiaku, zamieścił w internecie Robi „Yogurth” Loretta, członek legendarnej grupy Smar SW.

„Wprowadzenie korporacyjnych sponsorów połączone z promowaniem muzycznej popeliny, wyrugowanie z festiwalu muzyki niezależnej, która jak dotąd stanowiła sens jego istnienia, coraz większa komercjalizacja – tego było za wiele. Ludzie byli wkur…i, a najczęściej skandowanymi hasłami były: »Oddajcie nasz festiwal» i »Kuba Wojewódzki to kutas nieludzki«” – wspomina.

Zabawna jest relacja z kontaktów grupy z Jerzym Owsiakiem, który słuchał kandydatów do występu na festiwalu. „Stwierdziliśmy, że przy Owsiaku i tak nie mamy szans się zakwalifikować na festiwal, więc zrobimy koncert tu i teraz. Nie reagowaliśmy na jego wrzaski, że nasz czas minął, i graliśmy dalej. W końcu jeb…ny wyłączył prąd. Wkur…ł nas, bo fajny koncert się z tego zrobił i ludzie zaczęli się bawić (…). Ma szczęście, że nam nie wpadł wtedy w ręce, ale o mało co nie dostało się Chełstowskiemu, którego parę dni później pomyliliśmy z Owsiakiem, a byliśmy w takim stanie, że długo musiał się tłumaczyć, że on to nie Owsiak”.

Do tego momentu Owsiak nie był więc idolem. Wszystko zmieniło się dzięki WOŚP. Owsiak w książce „O sobie” wydanej w 1999 r. opisuje ten moment. To stało się, gdy udało się zebrać pieniądze na pierwszy sprzęt ratujący dzieci: „I nagle patrzę, że tych ludzi – którzy wcześniej, jak wchodził zespół Hey, to krzyczeli: »wypier…«! – nagle coś ogarnęło. Wszystkich. Mamy to zarejestrowane”.

Buntownicy, których nie potrafiła spacyfikować milicja, poddali się obezwładniającej sile dobra.

Bombardowanie miłością

„Bombardowanie miłością” to technika manipulacyjna stosowana przez sekty wobec zagubionych młodych ludzi. Sekta na początek daje im miłość i akceptację, której nie zaznali w swoim otoczeniu. Tak – wykorzystując „regułę wzajemności” – produkuje fanatycznie oddanych sobie wyznawców.

Nie przypadkiem Owsiak użył tej techniki najpierw wobec ludzi z subkultur. Jak podkreślają psychologowie, bombardowanie miłością skierowane jest przeważnie do osób mających problemy z akceptacją we własnym środowisku.

Opis początków WOŚP ma tu znaczenie kluczowe, bo ciąg dalszy, do dziś, jest tylko powielaniem tamtego scenariusza w mniej gwałtownym stylu.

Oto wszystkie establishmentowe telewizje, które niewiele mówią o tych, którzy pomagają słabszym na co dzień, bombardują co roku zwykłych, niezajmujących się polityką Polaków informacjami o tym, jak wiele dobrego robi dla nich Owsiak. Wręcz nie mogą odmówić mu później w innych sprawach.

Badania prof. Cialdiniego dowiodły, że „reguła wzajemności” działa nie tylko w przypadkach skrajnych. Za jeden z przykładów użycia tej metody na skalę szerszą uznał on działalność sekty Hare Kriszna, znanej w Polsce z działania na… Woodstocku. W latach 70. zgromadziła ona w Stanach Zjednoczonych olbrzymi majątek.

Jak? Wcześniej mało popularna, zaczęła stosować w czasie zbiórek wciskanie przechodniom prezentów, np. kwiatów. Gdy ci usiłowali je oddawać, słyszeli: „Nie, nie. Proszę go zatrzymać – to nasz prezent dla pana”.

Dopiero gdy sprawa przyjęcia „prezentu” była załatwiona, następowała prośba o datek na rzecz sekty. Choć prezent był niechciany, obdarowani czuli się zobowiązani zrewanżować się! Otrzymany kwiat z reguły wyrzucali do kosza na śmieci. Jak się okazało, agitatorzy krisznowców doskonale o tym wiedzieli. Co jakiś czas bowiem… wyciągali kwiaty ze śmieci, by wręczać je kolejnym zaczepianym!

Cialdini dowiódł: „reguła wzajemności” jest bardzo silna, niezależna od sympatii do „ofiarodawcy” i działa także wobec dóbr niechcianych!

Macierewicz zatruwa, a dzieci giną

Do niszczenia sił opozycyjnych wobec establishmentu Jerzy Owsiak nie jest używany przez media często. To samoograniczenie racjonalne: zbyt częste używanie osłabiałoby jego autorytet i uniemożliwiało posługiwanie się nim jako bronią najcięższego kalibru w sytuacjach, gdy jest niezbędny.

W 1993 r., po pierwszym finale WOŚP, mając lat 21, przecierałem oczy ze zdumienia, oglądając program „Róbta co chceta”, a w nim zdjęcia z rozbitej przez policję manifestacji w rocznicę obalenia rządu Jana Olszewskiego. Byłem na niej, widziałem bicie ludzi i radiowóz wjeżdżający w tłum. A potem „wolnościowego” Owsiaka przestrzegającego przed nienawiścią manifestantów.

W rzeczywistości to wypowiedzi Owsiaka mają charakter seansów nienawiści, które pomagają establishmentowi w trudnych sytuacjach, by potem… zostać zapomniane.

W 2009 r. broni on Wałęsy, gdy prawda o nim wychodzi na jaw: „Dość tego szmaciarstwa”, „Jakby co, mogę przyłożyć z baśki, czyli trzy razy mocno po pysku”.

Rok temu Owsiak zaatakował Antoniego Macierewicza za to, że relacje z prac jego zespołu (czytaj: ataki na niego) przyćmiły w mediach jego własną konferencję prasową, w czasie której m.in. pokazano dzieci uczące się udzielania pierwszej pomocy. „Kiedy dzisiaj 50 dzieci robiło masaż serca – wchodzą w życie z nauką ratowania życia – to ta wiadomość została przykryta totalnym pierd...iem, które od iluś miesięcy sączy się z chorych głów i wchodzi w nas, zatruwa wszystkich Polaków. Dosyć tego, po prostu k...a dosyć!” – krzyczał „spontanicznie”.

Zabijmy manipulację śmiechem

Owsiakowi wydawało się, że także seanse nienawiści wobec Macierewicza czy – uznanej za realne zagrożenie – telewizji Republika uda mu się przeprowadzić bezkarnie. Przeliczył się: zeszłoroczna WOŚP była pierwszą, w czasie której nie cieszył się już powszechnym poparciem Polaków. Spora w tym zasługa blogera Piotra Wielguckiego, który odsłonił kulisy finansowej działalności Owsiaka, co, jak pamiętamy, dotkliwe było niegdyś dla Jonesa.

Owsiak odpowiedział nasileniem bombardowania miłością: zorganizował koncert pod domem nieuleczalnie chorego 10-letniego chłopca w Szczecinie, w czasie którego wytypował sobie PR-owo na wroga prof. Krystynę Pawłowicz. Ze średnim efektem.

Rzecz teraz w tym, by nasza strona zabrała się do zwalczania jego akcji z pełną świadomością, na jakich mechanizmach manipulacji gra. Musimy doprowadzić do sytuacji, w której nabieranie się na Owsiaka będzie synonimem naiwności i uległości wobec propagandy. Musimy zepchnąć go na pozycje z czasów reżimu Jaruzelskiego, gdy środowiska alternatywne wyśmiewały jego „autentyczność”. Parafrazując Kazimierę Szczukę, proponuję więc akcję społeczną pod hasłem „Dajesz Owsiakowi? Nie idę z tobą do łóżka”. Nic tak nie szkodzi manipulatorom jak szydera z ich obłudnych zagrywek.

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Piotr Lisiewicz
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo