Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Prezydent Litwy: W Polsce zatrzymano dwie osoby podejrzane o atak na rosyjskiego opozycjonistę Wołkowa • • •

Jak komunistyczne trepy wygoniły z armii fachowców

Polska armia uzbrojona jest w czołgi T-72, które pacyfikowały kopalnię Wujek, i niemieckie leopardy, które jednak przez lata stały nieremontowane w hangarach.

John Hughes/SXC
Polska armia uzbrojona jest w czołgi T-72, które pacyfikowały kopalnię Wujek, i niemieckie leopardy, które jednak przez lata stały nieremontowane w hangarach. Elita polskich żołnierzy po misjach w Iraku czy Afganistanie służy dziś jako najemnicy, bo z polskiej armii wypchnęły ich postkomunistyczne układy. – Jesteśmy bezbronni – uważa Jan Parys, b. minister obrony w rządzie Jana Olszewskiego.
 
Czy gdyby rosyjscy turyści w mundurach pozbawionych dystynkcji przyjechali dziś zamiast na Krym do Lublina, Polska potrafiłaby się przed nimi obronić? Specjaliści uważają, że państwo polskie miałoby poważny problem z szybką reakcją. – Możliwość mobilizacji polskiego wojska w ciągu kilku dni jest bardzo niska – stwierdza Tomasz Szatkowski, ekspert ds. obronności, absolwent King’s College London. Na mobilizację potrzebowalibyśmy paru tygodni. I końcowy efekt byłby mało imponujący.

Szykowaliśmy się do współpracy z przyjazną Rosją

Wojska lądowe mamy źle uzbrojone i rozlokowane, o marynarce szkoda gadać. Lotnictwo jest w najlepszym stanie, ale nawet będące naszą wizytówką F16 są niedozbrojone. W stutysięcznej armii dominują wojskowi urzędnicy, a zdaniem ekspertów zaledwie ok. 20 proc. stanowi wojsko gotowe do walki w polu.

Stan armii to skutek polityki Tuska i Komorowskiego. – Dokumenty zwane doktryną obronną i programy działania w polityce zagranicznej opierały się na założeniu, że Rosja to kraj przyjacielski, obliczalny, z którym można utrzymywać normalne stosunki – stwierdza Parys.

Wbrew straszeniu Tuska, Polsce nie grozi dziś sytuacja, w której 1 września dzieci nie pójdą do szkoły. To element kampanii PO: oto wobec zagrożenia Polacy powinni skupić się wokół mającego dobre kontakty za Zachodzie premiera, a nie wspierać awanturniczą opozycję.

Jednak z opinii ekspertów wynika coś przeciwnego. Rosja zajęta jest Ukrainą i prawdopodobieństwo jej ataku na Polskę w najbliższym czasie jest zerowe.

Nie można natomiast wykluczyć go w perspektywie kilku lat. A tym, co mogłoby Rosję do niego zachęcić, jest katastrofalny stan polskiej armii, do którego doprowadzili Tusk i Komorowski. – Jest jasne, że nie będziemy w najbliższym czasie dysponować wojskiem zdolnym do powstrzymania rosyjskiej armii. Ale musi ono być zdolne do tego, by bardzo podwyższyć cenę takiej agresji. I dać czas sojusznikom na udzielenie nam pomocy.

Najemnik z elitarnej jednostki: polska armia oferowała mi 1500 zł

Wśród licznych analiz stanu polskiej armii, które ogłoszono po wydarzeniach na Ukrainie, stosunkowo najmniej miejsca poświęcono czynnikowi ludzkiemu.

„Gazeta Polska” dotarła do Polaka, który służy dziś jako najemnik w prywatnej elitarnej jednostce specjalnej. 32-letni Tomasz był żołnierzem Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie. Nie chce, żeby podawać informacje mogące ułatwić jego identyfikację, bo to, co dziś robi, jest nielegalne.

Gdy politycy polskiego obozu niepodległościowego popierali wysyłanie takich jak on z misją do Afganistanu czy Iraku, przyświecała im idea, że to dla polskich żołnierzy niepowtarzalna szansa, by powąchać proch, poznać nowoczesną wojnę. A po powrocie do kraju mieli oni stworzyć elitę armii, zastąpić „trepów” z komunistycznym rodowodem.
Tomasz w Afganistanie zaliczał się do najlepszych. Gdy skończył mu się kontrakt, wrócił do Polski. Ale armia takich jak on nie chciała. Bo komunistyczne „trepy” nie chciały konkurencji.

– Wojsko zaproponowało mi pracę za 1500 zł. Nie mogłem za to utrzymać rodziny. Dziś zarabiam na polskie pieniądze ok. 40 tys. zł – opowiada, ale na jego twarzy nie ma uśmiechu.

Na tyle wycenili jego umiejętności handlarze śmiercią. Tomasz jest dziś najemnikiem w jednej z prywatnych elitarnych armii. Są one wynajmowane przez rządy różnych krajów, nierzadko dyktatorskich reżimów. – Moje obowiązki to nie zadawać zbędnych pytań i zabijać, kogo mi każą – mówi dziennikarzowi „Gazecie Polskiej”. Walczył jako najemnik na Bliskim Wschodzie, w Afryce, w Azji. Nie wie, który reżim wynajmie go za miesiąc.

Jego rodzina żyje w luksusie w jednej z europejskich stolic. Żona nie wie, czym się zajmuje mąż. Tomasz mówi, że kiedy zginie, nad jego grobem nie zagrają Mazurka Dąbrowskiego. Bo w ogóle nie będzie miał grobu. – Na to godzę się, podpisując kontrakt – mówi.

Czy chciał takiego życia? – Nie chciałem, gdyby w Polsce dano mi pracę za 4 tys. zł, nie wyjechałbym – opowiada. – Największym tabu jest fakt, ilu jest najemników z Polski. Są nas tysiące – twierdzi.

W służbie Al-Kaidy i karteli narkotykowych

Nie sposób zweryfikować podawanych przez naszego rozmówcę liczb. Ale przy okazji ostatnich konfliktów zbrojnych w światowych mediach pojawiały się informacje o polskich najemnikach walczących dla reżimów libijskiego, syryjskiego, a nawet Al-Kaidy czy karteli narkotykowych.

Gdy w 2011 r. wybuchła wojna w Libii, w mediach pojawiły się informacje, że po stronie reżimu Kaddafiego walczy około 500 najemników z Europy. Jak podał portal EuObserver, cytując Michela Koutouzisa, greckiego eksperta ds. przestępczości zorganizowanej, wśród najemników była „znacząca liczba polskich ekspertów od śmigłowców”.
We wrześniu 2013 r. polskiego najemnika zatrzymała estońska policja na wniosek USA. Jak pisał dziennik „Postimees”, miał on być powiązany z planami zabójstwa funkcjonariusza amerykańskich służb antynarkotykowych i przemytu kokainy do USA. Polak służył w naszym wojsku do 2011 r.

O tym, że Polacy walczą w Syrii jako żołnierze Al-Kaidy, informował w styczniu tego roku portal Natemat.pl. Informację uprawdopodobniła ABW, stwierdzając, że znane są jej pojedyncze przypadki „przebywających” tam Polaków.

Wyrzucić inżynierów, przez których zawalił się most

Jan Parys nie jest zdziwiony naszymi informacjami. Zastrzega, by wszystkich Polaków służących dziś w obcych armiach nie pakować do jednego worka. – Do niektórych lepiej niż słowo „najemnik” pasuje określenie „żołnierz kontraktowy”, służący np. w Legii Cudzoziemskiej – stwierdza. Zastrzega, że wynagrodzenia na poziomie 40 tys. zł nie zapewniłaby naszemu rozmówcy żadna armia. – Ale prawdą jest, że zdominowany przez struktury postkomunistyczne Departament Kadr prowadzi działalność antypaństwową, wypluwając z polskiej armii fachowców szkolonych na Zachodzie – mówi b. szef MON.

Jak podkreślają eksperci, zmiany w polskiej armii powinny zacząć się od zmiany doktryny obronnej, określającej, jakie są nasze interesy. Zdaniem Szatkowskiego, nie pozwolił na to dotąd rodowód wojskowych kadr. – PRL nie stworzyła szkoły myślenia strategicznego. W książkach pisano albo o marksizmie, albo o naiwnych koncepcjach rozbrojenia. A w praktyce instrukcje przychodziły z Moskwy.

Jak stwierdza ekspert, paradoksalnie, po wejściu Polski do NATO, dowódcy polskiego wojska, często wywodzący się mentalnie i pod względem źródeł swojej kariery z Układu Warszawskiego, o tym nie pomyśleli. – Odruchowo znów czekali na instrukcje z nowej centrali, a NATO tylko w ograniczonym stopniu wpływa na decyzje państw członkowskich w tej sprawie – dodaje.

Jak podkreśla Parys, nową strategię muszą przygotować nowi ludzie. – Jeżeli inżynier buduje most, a ten się zawali, to następnych już nie wznosi. Co więcej, idzie pod sąd. Jeżeli ktoś nie rozumiał zagrożeń ze Wschodu przez ostanie sześć lat, to nie wierzę, by pojął je nagle teraz.

T-72 na złom, wyremontować „leonardy”

Co da się zrobić od razu? Zdaniem Parysa, istnieje możliwość doposażenia armii w systemy Patriot nawet w ciągu kilku miesięcy. Trzeba też pilnie rozpocząć remonty – doprowadzić do stanu używalności m.in. czołgi leopardy (nazwane ostatnio przez szefa sejmowej Komisji obrony Stefana Niesiołowskiego „leonardami”). Jednostki, które stacjonują w okolicach wschodniej granicy, muszą dostać wystarczającą ilość broni. – Polskie jednostki wojskowe mają różny stopień ukompletowania, jeśli chodzi o uzbrojenie – od kilku procent do niemal stu. Konieczne jest wprowadzenie spójnego i efektywnego mechanizmu uzupełnień – stwierdza Szatkowski.

W kwestii uzupełniania uzbrojenia powinniśmy zacząć od wojsk lądowych. Słabość marynarki ma mniejsze znaczenie, bo Rosjanie nie zorganizują przeciw nam morskiego desantu. Stare czołgi T-72 powinniśmy zezłomować i pozyskać nowe. Tu otwarte pozostaje pytanie, czy je importować – co można zrobić szybko, czy rozpocząć produkcję własnych – co jest bardziej opłacalne na dłuższą metę.

Niezbędne jest też uzbrojenie F16 w najnowocześniejszą broń i urządzenia. Według naszych informatorów, opory Amerykanów w tej kwestii wynikają z nieufności do polskich władz i ich kontaktów z Rosją.
 
Dane polskiego najemnika zostały zmienione.

Cały tekst w aktualnym numerze tygodnika "Gazeta Polska"

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
​Piotr Lisiewicz
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo