Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Brzemię winy

W cztery lata po tragedii smoleńskiej wciąż pozostaje ona drażliwym tematem, którego bezpieczniej nie poruszać np.

W cztery lata po tragedii smoleńskiej wciąż pozostaje ona drażliwym tematem, którego bezpieczniej nie poruszać np. przy świątecznym stole, jeśli zasiada przy nim większe grono rodzinne o zróżnicowanych poglądach. Taka rozmowa zapewne skończy się konfliktem albo wręcz awanturą. Dlaczego?

Nasuwa się powiedzenie „w domu powieszonego nie mówi się o sznurze”. Tyle że w tym konkretnym wypadku owym pełnym bólu domem jest Polska, a mieszkamy w nim wszyscy. I ci, którzy starają się wyjaśnić, jak doszło do nieszczęścia, chcą je przemyśleć i upamiętnić, aby więcej się nie powtórzyło. I także ci, którzy postanowili o nim zapomnieć, zignorować je, zatrzasnąć przeszłość za sobą, a wszelkie wzmianki o niej traktują jak zamach na osobistą pomyślność, inspirowany złą wolą. W istocie jedni i drudzy żyją w przestrzeni naznaczonej piętnem katastrofy, niejako zasypanej szczątkami samolotu. Gorzej: żyją pod brzemieniem winy. Tym bardziej jątrzącym, że starannie skrywanym.

Czy zawiedliśmy?

Sympatyków Lecha Kaczyńskiego gnębi poczucie winy, może irracjonalne, ale zarazem dość powszechnie doświadczane w obliczu utraty bliskich, z których śmiercią, zwłaszcza nagłą, trudno się pogodzić. Oto trzeba przyjąć do wiadomości fakt, którego w głębi duszy nie sposób zaakceptować, bo wydaje się egzystencjalnym skandalem. Instynktowny sprzeciw przyjmuje zatem postać powątpiewania w nieuchronność okrutnego wyroku losu. Bo może śmierć nie musiała nastąpić? Może tak naprawdę wcale nie trzeba jej akceptować, bo zdarzyła się za sprawą niefortunnego zbiegu okoliczności, wbrew ładowi świata, który pozostaje bezpieczny i przewidywalny? Wyobraźnia podsuwa coraz to nowe scenariusze ze szczęśliwszym zakończeniem. Gdyby… A w ślad za tym podsuwa i poczucie winy: gdybyśmy to lub tamto, może zdołalibyśmy zapobiec tragedii, uniknąć rozpaczy, wymknąć się z okowów przeznaczenia?

Podobną traumę przeżywają świadkowie budzących grozę wydarzeń, w których ginie wiele ofiar. I podobne jest jej źródło: oni także nie mogą pogodzić się z okrucieństwem tego, co ujrzeli, próbują zatem je unieważnić, zneutralizować przekonaniem, że bieg spraw nie miał nic wspólnego z aprobowanym porządkiem świata, był jego zaburzeniem, zaprzeczeniem, momentem absurdalnego chaosu, którym rządziły przypadek bądź spersonifikowane zło. Tu pojawia się pytanie: dlaczego to inni zginęli, a ja żyję? Czy nie świadczy to o jakimś powinowactwie między mną a siłami chaosu? Wkrada się poczucie winy. Skrajnym wariantem tej reakcji jest udręka sumienia wśród ocaleńców z Holokaustu, obozów koncentracyjnych i łagrów.

Ten mechanizm psychologiczny jest rozpoznany i opisany. Co nie pomaga uchylić się od podejrzenia: może jednak zawiedliśmy? Przecież widać było znaki, sygnały, zapowiedzi. Dziś, spoglądając wstecz, potrafimy je odczytać. Może zatem zabrakło nam przenikliwości, nie ogarnęliśmy sytuacji w porę, nie zdołaliśmy ustrzec, ochronić tego, co uważaliśmy za cenne? Wina puka do drzwi.

Każe roztrząsać każdą minutę i każdy szczegół, bo w nich kryje się odpowiedź: można było zapobiec tragedii czy nie? Jesteśmy współodpowiedzialni czy „tylko” pokonani? Zbyt słabi, aby się bronić? Odpowiedź rozstrzyga o przyszłości, a więc musimy ją znać!

Pod pręgierzem

Po przeciwnej stronie poczucie winy jest niczym miecz Damoklesa, zawieszony na końskim włosie nad złotym łożem potęgi. Jej fundamentem było przekonanie, że Polska rosła w siłę i dostatek, a Lech Kaczyński i jego polityczni akolici hamowali i opóźniali marsz ku europejskiej nowoczesności. Należało więc z nimi walczyć per fas et nefas, wszelkimi środkami, jakoby w imię wspólnego dobra i szczytnych celów. Tak tłumaczyli swoją agresję wyrobnicy „przemysłu pogardy”.

Katastrofa smoleńska była dla tego środowiska niczym reflektor, który oświetlił nagle scenę z przeciwnej strony, wydobywając to, co dotychczas kryło się w mroku. Postawiła przeciwników prezydenta pod pręgierzem podejrzenia o zdradę. Jeśli nie była przypadkiem ani lekkomyślnością pilotów, jeśli stanowiła skrwawione ogniwo w przyczynowo-skutkowym łańcuchu wydarzeń – wówczas antyprezydenckie filipiki i poczynania, wszystko jedno czym powodowane, wpisują się w logikę sprawstwa, kolaboracji z wrogiem pozbawionym jakichkolwiek skrupułów.

Z potrzeby uniknięcia tego posądzenia wzięła się desperacka dążność, by w Rosji widzieć nie wroga, lecz współczującego brata, by palić znicze na sowieckich grobach. Stąd też pochodzi determinacja w podtrzymywaniu kłamstwa. Oczywiście: najbardziej nieudolny wykręt jest lepszy niż świadomość winy, a może nawet współudziału w zbrodni. Zwłaszcza dla tych, którzy partycypowali w przedsięwzięciu, nie zdając sobie sprawy z jego konsekwencji. Oni zrobią wszystko, żeby ocalić sumienie od piętna straszliwego wprost grzechu. Takiego, z którym trudno żyć dalej, a już zwłaszcza: patrzeć ludziom w oczy z ekranów telewizyjnych.

Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Wanda Zwinogrodzka
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo