Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Czy to jeszcze są wolne wybory?

Wierzchołek góry lodowej. Tak należałoby nazwać ujawnienie przez „Gazetę Polską” informacji o finansowaniu z budżetu państwa kampanii wyborczych PSL.

Wierzchołek góry lodowej. Tak należałoby nazwać ujawnienie przez „Gazetę Polską” informacji o finansowaniu z budżetu państwa kampanii wyborczych PSL. I fakt, że nazywam to zaledwie wierzchołkiem góry, nie oznacza lekceważenia dziennikarskich ustaleń „GP”. Chodzi o to, by uzmysłowić nam, że skala przekrętów przy okazji rozmaitych kampanii wyborczych jest niebywała.

Przyczyna tych przekrętów jest stosunkowo prosta. Jakiś mało rozpoznawalny polityk albo ten, który obawia się, że elektorat może o nim zapomnieć (bo zbyt rzadko pojawia się w telewizyjnym okienku) postanawia przypomnieć się wyborcom. W myśl prostej zasady rozpoznawalność równa się wybieralność. A rozpoznawalność to gęba plus nazwisko. Niestety, elektorat najczęściej nie kieruje się szczegółową analizą osiągnięć kandydatów ani ich programów.

W imię nowoczesnego rolnictwa

PSL, a w szczególności tzw. układ podlaski (skupiony wokół byłego szefa resortu rolnictwa Marka Sawickiego) do perfekcji opanował prowadzenie kampanii wyborczej bez jej formalnego rozpoczynania. Pomysł prosty i sprawdzony w praktyce. Otóż kandydaci nie promują programu swojej partii lecz jakiś inny, bardziej czy mniej istotny, cel. Np. nowoczesne rolnictwo. I darmowy czas antenowy zapewniony. Co prawda przy okazji Euro 2012 politykom PSL Markowi Sawickiemu i Przemysławowi Litwiniukowi powinęła się noga. Uznano, że promocja w najlepszym i najdroższym czasie antenowym obu polityków to już przegięcie. W rezultacie Sawicki musiał odejść. Jednak jak powszechnie wiadomo – chłop żywemu nie przepuści. Sawicki uznał, że swój upadek zawdzięcza Pawlakowi. Pawlakowi, który politycznie uważany był niemal za nieśmiertelnego. Jak się okazało – nic bardziej mylnego. Sawicki zebrał swoje szable do kupy i w rezultacie Pawlak utracił swoje stanowisko i w partii, i w rządzie. Podlaska grupa Sawickiego poczekała, aż sprawa przyschnie, i zaczęła odrabiać straty w partii. 

Piękny marszałek

Wstrząsający materiał ujawniła także „Rzeczpospolita” – raport pokazujący skalę nepotyzmu i kumoterstwa w państwowych instytucjach zarządzanych przez prominentów PSL, których łączy miejsce pochodzenia – Międzyrzec Podlaski. Wiadomo – rodzina to jest siła. Ujawniony przez „Rz” raport zapewne ukazuje jedynie niewielki wycinek rzeczywistości. Tylko z pozoru publikacje „GP” i „Rz” dotyczą różnych zjawisk. W istocie bowiem nepotyzm to koń, na którym galopuje korupcja. I to nie tylko ta ścigana przez CBA i prokuraturę, ale również ta, którą ciężko podciągnąć pod zapisy kodeksu karnego. Fakt, że ktoś promuje nowoczesne rolnictwo, a przy okazji swoją gębę i nazwisko, ciężko podciągnąć przecież pod określone paragrafy. W istocie jest to jednak korumpowanie elektoratu za jego własne – bo publiczne – pieniądze.

Nie jest jednak tak, że PSL jest monopolistą w tego typu sztuczkach. Główna partia koalicyjna, czyli Platforma Obywatelska stosuje też identyczne, choć niekiedy bardziej wyrafinowane i subtelne metody. Przypomnimy marszałka województwa dolnośląskiego. Człowiek z wyglądu podobny zupełnie do nikogo był słabo rozpoznawalny jako gospodarz swojego regionu. Nie namyślając się wiele, oblepił całe województwo billboardami ze swoim wizerunkiem. Oczywiście za pieniądze podatnika. No i oczywiście nie była to kampania, ale reklama atrakcji województwa. Cóż bowiem może być wizytówką Dolnego Śląska – Zamek Książ, wrocławskie Stare Miasto, twierdza kłodzka, Sudety? Nie. Najlepszą wizytówką jest oczywiście marszałek.

Utarte schematy

Nie ma co się łudzić. Rozpoczynająca się wyborcza polka galopka tylko te tendencje nasili. Główny problem, który zajmuje myśli politykom koalicji, to jak ukryć rzeczywiste koszty kampanii wyborczych i źródła pochodzenia funduszy na nie. Osobiście nie mam wątpliwości, że kampanie ugrupowań rządzących są zasilane z lewej kasy. Dziwnym trafem, jak dotychczas, w okolicach wyborów nagle nie wiadomo skąd renciści, emeryci czy żacy, na co dzień nieśmierdzący groszem, doznają nagłego przypływu gotówki. I jeszcze dziwniejszym zbiegiem okoliczności nie przeznaczają jej na leki, potrzeby wnuczka czy szalony wyjazd na Ibizę. Nie. Postanawiają zasilić fundusz wyborczy partii rządzących. Tak właśnie w trzeciej (ale też poprzednich) dekadzie kapitalizmu III RP studenci i staruszkowie gospodarują żywą gotówką. A może poruszam się w niewłaściwych środowiskach? Owszem, znam staruszków (np. mój ukochany teść), który z własnej nieprzymuszonej woli oddaje swoje pieniądze innym. Jednak oddaje je Radiu Maryja, nie partiom politycznym. Nie znam natomiast żadnego studenta, który łoży bądź łożył na partie polityczne. Nie ukrywajmy więc, że te datki to najczęściej ściema. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie przecież wydawał własnych pieniędzy na ugrupowania, które na ogół bezczelnie go okradają. Niestety, nie mam wątpliwości, że nadchodzące wybory będą się odbywały według tych samych utartych schematów. Pytanie jednak, czy są to jeszcze wolne wybory. Pamiętajmy, że stara zasada mówi, iż wygrywa ten, kto zbierze większy kapitał. I nie ma co z tym walczyć. Trzeba jednak zrobić wszystko, by kapitał nie oznaczał jedynie środków pieniężnych. Sile pieniądza można bowiem przeciwstawić kapitał ludzki. 
 

Autor jest dziennikarzem tygodnika „Do Rzeczy” i telewizji Republika

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Cezary Gmyz
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo