Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Prawda o traktacie lizbońskim

Do tej pory prezydent Lech Kaczyński atakowany był przez PO za opóźnianie ratyfikacji traktatu lizbońskiego.

Do tej pory prezydent Lech Kaczyński atakowany był przez PO za opóźnianie ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Teraz mamy do czynienia z atakiem z przeciwległych pozycji – ze strony Młodzieży Wszechpolskiej.

W połowie grudnia Młodzież Wszechpolska dokonała manipulacji propagandowej, oskarżając prezydenta o zdradę narodową. Podstawą oskarżenia był fakt podpisania przez niego traktatu, rzekomo pozbawiającego Polskę suwerenności. (Ciekawe, czy zdaniem działaczy MW tylko Polska została pozbawiona suwerenności, czy może też inni sygnatariusze, z Niemcami, Francją i Wielką Brytanią włącznie. Dowiedzenie, że przywódcy 27 państw członkowskich UE to zdrajcy, byłoby prawdziwym wyzwaniem intelektualnym. Do dzieła, panowie!). Zarówno wersja PO, jak i MW to manipulacja świadomością społeczną poprzez wykorzystanie naturalnego braku orientacji przeciętnego współobywatela w zawiłościach ustrojowych UE i w toczącej się grze politycznej.

Sytuacja negocjacyjna

W 2007 r. Polska toczyła trzy spory jednocześnie. Pierwszym był gasnący już spór z Niemcami i Francją, sprzymierzonymi z Rosją, o miejsce USA w Europie (zapoczątkowany w 2003 r. wojną w Iraku). Drugi dotyczył rosyjskiego embarga na polskie produkty rolne. W reakcji na rosyjską blokadę polskich produktów rząd PiS wetował mandat Komisji Europejskiej na negocjacje ws. porozumienia o partnerstwie i współpracy UE-Rosja, czym uderzał też w interesy niemieckie. Ostatni spór dotyczył kwestii traktatu lizbońskiego i obejmował właściwie wszystkie duże państwa UE. W sprawie traktatu punkty budzące polski sprzeciw były następujące: system głosowania w Radzie UE, przywileje w zakresie pomocy publicznej dla wschodnich landów RFN „dotkniętych podziałem Niemiec” (jakby inne kraje nie były dotknięte podziałem Europy) i kwestia Europejskiej Unii Obronnej (EUO), budowanej na zasadzie wykluczenia krajów proamerykańskich. Z czasem za wart walki uznano tylko punkt pierwszy. RFN do landów wschodnich i tak dopłacała z własnego budżetu i nie było sensu o to się spierać. Nie znaleźlibyśmy sojuszników, a tylko zantagonizowali Berlin. Punkt trzeci można było odpuścić. Francja i Niemcy nie miały sił, by budować EUO, która bez Brytyjczyków musiała umrzeć śmiercią naturalną. Tak przewidywaliśmy i tak się stało. Nie było sensu kruszyć o to kopii i płacić ceny tego sporu. Pozostała kwestia systemu decyzyjnego w Radzie UE – głównym organie ustawodawczym Unii.

Spór o system głosowania w Radzie UE

Do połowy 2007 r. występowała zgodność PiS i PO w ich negatywnym stanowisku wobec opartego na prostym przeliczniku demograficznym (taka siła głosu, jaka liczba ludności) nowym systemie głosowania. (Wszak to Rokita powiedział „Nicea albo śmierć”). System lizboński preferuje państwa ludne (RFN, Francję, Wielką Brytanię i Włochy), były więc one jego zwolennikami. Uderza w kraje średnie (Polskę i Hiszpanię) i małe, ale te ostatnie miały inne priorytety. Jakikolwiek system przyjęto by dla Rady UE, one i tak nie zyskiwały możliwości samodzielnej gry strategicznej. (Dla nich liczyła się zasada „jeden kraj, jeden komisarz” w Komisji Europejskiej, gdzie każdy ma jeden równy głos, choć komisarze formalnie nie reprezentują państw swojego pochodzenia). Polska (PO i PiS) forsowały tzw. kompromis jagielloński, opracowany przez naukowców z UJ. O sile głosu danego państwa w Radzie UE decydować miały nie wprost liczba ludności, lecz pierwiastek z tej liczby. Dzięki temu rozwiązaniu można było zredukować przepaść między Polską a „wielką czwórką”. Podnosiło też ono znaczenie mniejszych państw – potencjalnych koalicjantów RP. Zasada ta nie znalazła jednak poparcia w UE. W tej sytuacji prezydent Kaczyński zdecydował o zmianie taktyki i zgodził się na rozwiązanie oparte na odłożeniu w czasie wejścia w życie traktatu lizbońskiego.

Co stało się w Lizbonie?

Traktat lizboński jest dla Polski niekorzystny. Prezydent Kaczyński, podpisując go, podjął jednak słuszną decyzję, uzyskując poważny sukces. Nicejski system decyzyjny pozostaje w mocy do 31 października 2014 r., a do 31 marca 2017 r. może być przywrócony na żądanie każdego z państw. (Później ma obowiązywać zasada „miękkiego weta”, tzw. kompromis z Ioanniny, czyli przedłużanie negocjacji „o rozsądny czas”, dla osiągnięcia ugody). Było to odsunięcie wejścia w życia traktatu lizbońskiego o 10 lat, czyli o dwie i pół kadencji parlamentu! Wyobrażenie, że nowe rządy w 27 (dziś w 28) krajach członkowskich będą chciały grać, opierając się na regułach ustalonych dekadę wcześniej, jest naiwne i hołdujących mu działaczy PO i MW stawia w osobliwym świetle. Traktaty reformujące WE/UE zawierane są częściej niż raz na 10 lat (Jednolity Akt Europejski 1986, Maastricht 1992, Amsterdam 1997, Nicea 2001, Traktat konstytucyjny 2003, Lizbona 2007). Już w momencie podpisywania traktatu lizbońskiego więc było pewne, że w tym kształcie nie wejdzie on w życie, a jeśli nawet, to nie będzie miało to znaczenia z uwagi na inne przyjęte w ciągu owej dekady regulacje. Prezydent Kaczyński osiągnął zatem wynik, który można by streścić słowami: „zagramy o to jeszcze raz przy następnym rozdaniu”. Następnym rozdaniem był pakt fiskalny i tu przegraliśmy z kretesem, ale Kaczyński nie miał już z tym nic wspólnego. Po podpisaniu Lizbony dalej grał na czas, odmawiając jej ratyfikacji, czemu co głupsi znów się dziwili, nie widząc w tym logiki, jakby sukcesem Kaczyńskiego w Lizbonie nie był właśnie zysk na czasie tylko kształt traktatu. Ta gra miała sens tak długo, jak długo weto Irlandii, wahania konstytucyjne w RFN i opór Klausa w Czechach dawały nam szanse doczekania obiecanego przez Camerona referendum w Wielkiej Brytanii po ewentualnie wygranych przez niego wyborach. Przerzucenie kosztów sporu na Irlandię i Czechy było rozsądną taktyką. Niestety Brytyjczycy spóźnili się ze swoim kalendarzem wyborczym, a Niemcy (30 czerwca 2009 r. – decyzja Trybunału z Karlsruhe) i Irlandczycy (2 października 2009 r. – II referendum) wycofali sprzeciw. W tej sytuacji należało zakończyć grę i czekać na następne rozdanie, co też prezydent uczynił (10 października 2009 r.), zadbawszy uprzednio o niezależność ustawodawstwa polskiego w kwestiach krajowych (np. obyczajowych), poprzez zgłoszenie stosownych zastrzeżeń wobec Karty Praw Podstawowych.

Nie jest tak, jak się narodowcom zdaje

MW uległa propagandzie unijnej i uwierzyła, że traktat wzmocnił instytucje wspólnotowe UE i zwiększył zakres władzy brukselskiej biurokracji kosztem państw narodowych. Jest dokładnie odwrotnie. Zredukował on znaczenie prezydencji, osłabił przewodniczącego Komisji Europejskiej, a wzmocnił wielkie mocarstwa. Efekt ten został pogłębiony przez kryzys Eurogrupy, który osłabił Francję, zmarginalizował Włochy, a wobec zdystansowania się wobec całej konstrukcji Wielkiej Brytanii uczynił z Niemiec hegemona UE, dominującego nad instytucjami wspólnotowymi.

Polska nie potrzebuje ani euroentuzjastów, ani polityków zamykających UE w sloganie o Związku Europejskich Republik Socjalistycznych. Takie hasła wywołują oklaski na wiecach MW, ale do planowania polityki nie są przydatne. Rzeczpospolita potrzebuje ludzi, którzy by w jej imieniu poprowadzili grę w UE, maksymalizując zyski i minimalizując straty. Lech Kaczyński tak właśnie zrobił. Osiągnął możliwie dużo, przy minimalnych kosztach własnych.

Działacze MW za jedyną rozsądną strategię uznają fundamentalny sprzeciw wobec UE i „utrudnianie życia biurokracji brukselskiej”. Chcieliby, aby Polska występowała pryncypialnie w pierwszym szeregu wrogów UE i ochotnie płaciła tego koszty. Nie piszą po co. Nie piszą też, jak będzie wyglądała sytuacja polityczna w Europie, gdy „wreszcie upadnie Eurokołchoz”. Cóż, wtedy w centrum kontynentu będą potężne Niemcy, niekrępowane żadnymi więzami prawnymi, którym Rosja od dawna składa ofertę gry w duecie w europejskim koncercie mocarstw, do którego Polska należeć nie będzie. Czy o to chodzi wszechpolakom?

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Przemysław Żurawski vel Grajewski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo