Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Zapis polskiej choroby

„Niedźwiedź na horyzoncie", „Stosy zapłoną" – takimi tytułami „Wprost" opatrzył w ubiegłym tygodniu teksty na temat ewentualności wyborczego zwycięstwa PiS-u. Stężony idiotyzm tych diagnoz zdrowy na umyśle człowiek ma ochotę zbyć wzruszeniem ramion.

„Niedźwiedź na horyzoncie", „Stosy zapłoną" – takimi tytułami „Wprost" opatrzył w ubiegłym tygodniu teksty na temat ewentualności wyborczego zwycięstwa PiS-u. Stężony idiotyzm tych diagnoz zdrowy na umyśle człowiek ma ochotę zbyć wzruszeniem ramion. Niesłusznie.

Po latach kreowania PiS-u na Czarnego Luda, która to praktyka stała się już przedmiotem dowcipów kabaretowych, kolejne wytwarzane przez przemysł pogardy obelgi i kalumnie nie robią już większego wrażenia. Traktujemy je po trosze jak przejaw polskiego folkloru politycznego, który stał się tyleż obrzydliwym, co niezbywalnym fragmentem tutejszego pejzażu. Tymczasem namysł nad jego naturą prowadzi do zatrważających wniosków.

Wbrew własnym interesom

Wnikliwej analizie poddał ten fenomen Ryszard Legutko w książce pt. „Antykaczyzm", opublikowanej w Wydawnictwie M. Oto jak autor wyjaśnia przyczyny swojego zainteresowania: „Obiektem nienawiści nie jest tylko partia polityczna. Ten obiekt jest znacznie szerszy, choć niełatwy do określenia. Obejmuje grupy społeczne, wyobrażenia, zachowania, idee. […] Odkrycie źródeł antykaczyzmu jest o tyle ważne, że rzuca światło na stan polskiej duszy. […] W całej ponaddwudziestoletniej historii III RP nie było bowiem zjawiska politycznego o podobnej intensywności".

Następnie Legutko obszernie charakteryzuje antykaczyzm, zwracając uwagę, że to on właśnie zablokował możliwość przeprowadzenia naprawy państwa po tym, jak afera Rywina ujawniła patologie ustrojowe i uświadomiła wyborcom konieczność reform ujętych w projekt IV RP. Zamiast nawiązać obiecaną współpracę, PO rozpętała kampanię ataków na PiS, co jej zwolennicy z łatwością zaakceptowali, więcej: ochoczo się w nagonkę włączyli. W rezultacie poniechano zamiaru usunięcia istniejących patologii, uzupełniając ich zasób o nowe.

Antykaczyzm zwulgaryzował i zbrutalizował polskie życie publiczne w monstrualnym stopniu, zniszczył najbardziej elementarne dobre obyczaje, chamstwo uczynił normą, a w końcu doprowadził do politycznego mordu w Łodzi. Unicestwił też debatę, likwidując regułę bezstronności w sporach, które przeistoczyły się w emocjonalne erupcje bluzgów. Wreszcie, co najciekawsze, spowodował, że „wyborcy PO odeszli od myślenia w kategoriach własnych interesów". Rozdział „Przeciw racjonalności", obrazujący „absurdalny spektakl, w którym wyborcy działają w zupełnej rozbieżności z elementarną logiką własnej korzyści", jest jednym z najbardziej błyskotliwych fragmentów książki.

Niepożądana suwerenność

Wśród przenikliwych obserwacji krakowskiego filozofa najciekawsze są te, które wskazują na źródła antykaczyzmu. Legutko upatruje ich w „polskich chorobach", będących rezultatem dziejowych kolei losu. Antykaczyzm charakteryzuje jako taki rodzaj zajadłości wobec wewnętrznego przeciwnika, który każe szukać sprzymierzeńców zagranicznych dla jego pognębienia, choćby z narażeniem interesów państwa. Najjaskrawszym – ale dalece niejedynym – tego przykładem były okoliczności katastrofy smoleńskiej. Autor przypomina, że I Rzeczpospolita upadła za sprawą atrofii instynktu państwowego, skutkiem czego walkę z wrogim stronnictwem czy koterią prowadzono, lekceważąc rację stanu. Chętnie odwoływano się do zagranicznych protektorów, a skłonność ta pod zaborami jeszcze się rozwinęła, ponieważ w kraju uzależnionym od obcych ośrodków poparcie któregoś z nich zapewniało największą skuteczność, było zatem racjonalnym wyborem dyktowanym przez Realpolitik. Krótkie interludium międzywojnia zakończyło się hekatombą tyle przerażającą, ile bezcelową: zamiast suwerenności uzyskano moskiewski protektorat. Jego pierwszą misję stanowiła bezwzględna walka z wrogiem wewnętrznym – tj. środowiskami niepodległościowymi – w której, oprócz eksterminacji, stosowano szeroko zakrojoną kampanię oszczerstw i szyderstw wspieranych przekonaniem o „reakcyjności" przeciwników zagrażających świeżej stabilizacji. To wtedy właśnie powstały wzory propagandowe wykorzystywane teraz przez antykaczyzm.

Gigantyczne ofiary, jakie Polacy ponieśli w latach 1939 –1956, przyniosły im kolejne zniewolenie, okrutniejsze niż to z czasów rozbiorów. W konsekwencji rozstali się z nadziejami na samodzielną państwowość. „W nowej powojennej epoce niezależność i suwerenność, oczywiste cele narodów oraz ich przywódców od czasów niepamiętnych aż po współczesność, postrzegano w Polsce już inaczej – jako stan nie tylko nierealny i niemożliwy do osiągnięcia, lecz wręcz niepożądany i niebezpieczny, tych zaś, którzy na takie cele wskazywali, traktowano jako nieodpowiedzialnych awanturników". Po 1989 r. z kolei naczelną ambicją stało się zbycie odpowiedzialności za kształt państwa na rzecz UE, którą postrzegano jako instytucję zdolną zaprowadzić właściwe porządki, w przeciwieństwie do miejscowych sił politycznych. Lęk przed samodzielnością jeszcze się utrwalił.

To dlatego PiS, jedyna partia, która zabiega o państwo silne i niezawisłe, budzi tak wiele obaw i niechęci.

Niby-Polacy?

„Gdybym miał wskazać jedną przyczynę polskiej choroby, tę podstawową i warunkującą wszystkie inne – pisze Legutko – to zapewne wskazałbym na uwiąd ducha suwerenności, czego efektem jest nasza nadmierna zewnątrzsterowność. […] za nienormalne należy uznać zwyczajowe dziś w Polsce reakcje, polegające na tym, że potulnie traktuje się wszelkie formy zdominowania Polski przez siły zewnętrzne, natomiast wściekłość wywołują próby przeciwdziałania takiemu zdominowaniu".

Czy naród, który przez stulecia strzegł „źrenicy wolności" tak konsekwentnie, że osuwał się raczej w anarchię niż despotyzm, który potem walczył o tę wolność, płacąc potężnym upustem krwi w każdym kolejnym pokoleniu, przeobraził się teraz w zbiorowość pokornych niewolników? Antykaczystowskie szaleństwo – tak jak rozumie je i opisuje Legutko – zdaje się o tym świadczyć. W świetle jego wywodu, który przedstawiłam tu w trywialnym uproszczeniu, takiej możliwości nie można wykluczyć. „Naród, który zostaje tak upokorzony i sponiewierany, jak to stało się z Polską, może stracić ten elementarny poziom dumy, który potrzebny jest do utrzymania ducha suwerenności", tłumaczy autor.

Nieraz tak w dziejach bywało, także tych najnowszych. Haniebną rejteradę Francuzów wobec hitlerowskiego najazdu niektórzy historycy tłumaczą ogromną skalą strat, jakie Francja poniosła w I wojnie światowej. A przecież były to straty nieporównanie mniejsze niż polskie w okresie okupacji i stalinizmu. Legutko już w „Eseju o duszy polskiej" sugerował, że przeprowadzona wówczas zagłada elit spowodowała zerwanie ciągłości historycznej.

Czy zatem powstał nowy naród? Niby-Polacy? Wśród których zwolennicy niepodległości są rzeczywiście reliktem minionej epoki?
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Wanda Zwinogrodzka
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo