W Polsce jest tradycja pokojowego reformowania niewydolnego systemu i obalania rozrywającej kraj oligarchii będącej na usługach obcych dworów (Konstytucja 3 maja), dla Francji zaś właściwa jest tradycja rewolucyjnej zmiany systemu. Emmanuel Macron jest emanacją mainstreamu, który chciał, „by było tak, jak było”.
Sposób, w jaki to się kończy, jest ostrzeżeniem przed próbami zablokowania niezbędnych dla kraju zmian. Można zatkać wyborczy wentyl bezpieczeństwa, ale jeśli problemy wywołujące niezadowolenie
pozostają nierozwiązane – a przecież, przy założeniu, że ma „być, jak było”, muszą takimi pozostać – otrzymuje się jako produkt końcowy gwałtowne zajścia uliczne i ostatecznie rewolucję. To jeszcze nie musi być we Francji ten etap, ale już niedługo może.