Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Komunisty potrzebują faszysty

Ustępująca prezydent Warszawy postanowiła zakazać nam świętowania stulecia niepodległości w czasie dorocznego marszu. To nic nowego. Odkąd Marsz Niepodległości odbył się po raz pierwszy w 2010 roku, stał się dla polskiej lewicy celem regularnych ataków, których stałym elementem było nazywanie jego uczestników faszystami.

Kiedy z okazji kolejnych rocznic urodzin państwa polskiego na ulice Warszawy wychodzili Polacy po to, żeby w tych dniach być razem, przyjaciele i redaktorzy „Gazety Wyborczej” wspierali akcję „faszyzm nie przejdzie”, która w założeniu miała blokować Marsz Niepodległości. Rok po roku media salonu III RP stawały na głowie, żeby wydarzenie obrzydzić. Czasem z kuriozalnymi efektami, jak wtedy, kiedy zatroskana o bezpieczeństwo na warszawskich ulicach reporterka TVN oznajmiała na antenie, że w czasie marszu widoczne były hasła, które mogły świadczyć o agresji uczestników. Jako przykład podała: „Bóg Honor Ojczyzna”. Kiedy takie działania nie przyniosły efektu, miłujący pokój prawdziwi demokraci ściągnęli na pomoc wyposażone w pałki i kastety bojówki niemieckiej Antify. Schronienia udzieliła im w lokalu wynajmowanym od władz Warszawy walcząca dziarsko o demokrację „Krytyka Polityczna”. Kiedy okazało się, że poprzebierani dla kurażu na czarno chłopcy z niemieckiej Antify nie poradzili sobie z polskimi kibicami, pomysł został zarzucony. W kolejnych latach za walkę z Marszem Niepodległości zabrali się profesjonaliści. Jak wynika z całej masy dostępnych źródeł filmowych (polecam film „Historia jednego marszu” dostępny w YouTube), w kolejnych latach przebierańcy ubrani byli w inne wdzianka. Na głowach co prawda też mieli kaptury, ale chronili się już nie w kawiarniach, lecz za kordonami policyjnymi. Sieć pełna jest nagrań rzekomych manifestantów, którzy na oczach policjantów nadzwyczaj nieudolnie biją się między sobą, dając tym samym pretekst do zaatakowania całej manifestacji gazem. Mieliśmy agresywnych manifestantów, którzy na innych ujęciach okazywali się dumnymi posiadaczami kamizelek z napisem „Policja”. Mieliśmy „zadymiarzy” podnoszących ręce, kiedy w powietrzu zaczynały latać plastikowe kule. Nikt tych ludzi nie zatrzymywał, choć stali kilka metrów od policyjnych szeregów. Karnie i jak na żądanie spłonęła policyjna budka pod ambasadą rosyjską. Wąskie przejścia między trasą marszu a ufortyfikowanymi lewackimi melinami okazywały się profilaktycznie nieobstawiane przez policję, tak jakby ktoś chciał mieć pewność, że z dachu meliny da się dorzucić koktajlem Mołotowa wystarczająco blisko trasy marszu. Jednak przy tak dużym zaangażowaniu środków efekty prowokacji były mizerne. Głównie ze względu na postawę samych uczestników i organizatorów kolejnych imprez.

Kiedy w Polsce zmieniła się władza i w 2015 r. z MSW odeszli wychowani na „szafie Lesiaka” spece od kupy kamieni, okazało się, że zadymy zniknęły. Manifestanci nie atakowali Policji. Policja nie prowokowała manifestujących. Nic więc dziwnego, że dzisiaj do pracy musieli wziąć się ludzie bezpieki z warszawskiego magistratu. Mechanizm prowokacji postanowili przenieść na drogę formalną. U boku ogłaszającej zakaz marszu Hanny Gronkiewicz-Waltz wystąpiła podporucznik Gawor z Kiszczakowego MSW. Tak jakby celem było wywołanie zamieszek z udziałem tysięcy ludzi, którzy i tak do Warszawy już się wybierali, a gdyby to się nie udało, to przynajmniej przemianowanie oddolnej imprezy w oficjalny państwowy marsz. Taki w „zaprzyjaźnionych mediach” będzie można za chwilę nazwać faszystowskim. To właśnie dlatego prezydent elekt Warszawy Rafał Trzaskowski na pytanie o to, czy zakaz marszu nie jest sprzeczny z „kon-sty-tu-cją” i zapisaną w niej wolnością zgromadzeń, wypalił, że jest przeciwny „faszyzmowi”. To również stara, dobra śpiewka ideowych nauczycieli gaworowców ze szkoły Feliksa Dzierżyńskiego. Koncepcja nazywania wszystkich przeciwników faszystami ma źródła w klasycznej literaturze.

Głównie opisującej komunistyczną propagandę, która z każdego wroga Lenina, Stalina i ich następców próbowała robić faszystów. O tym pisał m.in. nieżyjący już dzisiaj bloger Tomasz „Seawolf” Mierzwiński, który swój tekst na taki temat zatytułował kiedyś „Nie będą komunisty robić ze mnie faszysty”.

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Michał Rachoń
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo