Bóg nie istnieje. Życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa to fikcja. Taką tezę postawił sobie w 1980 r. dziennikarz śledczy „Chicago Tribune” Lee Strobel. Był ateistą i za wszelką cenę postanowił udowodnić czytelnikom – a przede wszystkim swojej żonie, która się właśnie nawróciła – że Bóg to tylko ludzki wymysł.
W tym celu przeprowadził dziennikarskie śledztwo. Badał źródła i odbył dziesiątki rozmów z naukowcami i ekspertami z różnych dziedzin, by znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Historię tych poszukiwań opisał później w książce „The Case for Christ” (Sprawa Chrystusa), na podstawie której Jon Gunn nakręcił film pod tym samym tytułem.
– Znając historię życia Lee, zdawałem sobie sprawę, że ten film musi być też historią miłosną. Namówiłem więc Lee i jego żonę Leslie, aby spędzili kilka dni ze mną w moim biurze w piwnicy, by zapoznać się z ich prawdziwą podróżą od 1980 r. Zagłębiliśmy się w nią
– powiedział o filmie scenarzysta Brian Bird.
Historię tę ogląda się świetnie. Trzyma w napięciu sam wątek główny, zaskakują też poboczne, jak nawrócenie Leslie czy sprawa kryminalna z postrzeleniem policjanta. Reżyser przenosi widza w lata 80., znakomicie oddając klimat tamtych czasów.
Kiedy Lee Strobel zasiada do maszyny do pisania, czuć zapach tuszu i papieru. Można przy tym podpatrzyć kulisy pracy wspaniałego dziennikarza śledczego. Mike Vogel (pamiętny z filmu „Służące”) bardzo dobrze oddał charakter głównego bohatera. Dorównuje mu reszta obsady aktorskiej – Erika Christensen (Leslie) czy zdobywczyni Oscara Faye Dunaway (dr Roberta Waters).
Film wchodzi na ekrany 17 listopada, ale przedpremierowo można go zobaczyć podczas II edycji Festiwalu Filmów Chrześcijańskich „Arka 2017”.
